Beskid Niski - Długi weekend w Bartnem cz.2

Na szczęście po upadku nic sobie nie zrobiłem, zamoczenie już mokrych spodni to żadna strata :D Dotarłem do wyjątkowego miejsca, opuszczonej łemkowskiej wsi Nieznajowa. Historia tego miejsca jest smutna. W czasie wojny większość mieszkańców wysiedlono na radziecką Ukrainę, a pozostali musieli upuścić miejscowość w ramach akcji "Wisła" Dużo teraz nie pozostało, przez pewien okres czasu teren gospodarował zakład karny. W takich okolicznościach przyrody klimat poczułem od razu. Wjechałem w Dolinę i można było sobie wyobrazić jak to kiedyś wyglądało. Na drodze mijałem ocalałe piwniczki oraz przydrożne krzyże. Cmentarz łemkowski z miniaturą cerkwi, która została zbudowana w 1780r. Po moich bieszczadzkich przygodach z Bojkami teraz czytałem trochę o Łemkach i o ich ludobójstwu kulturowym. Wygnali ludzi ze swoich domów, rozsiewając ich po zazwyczaj zachodnich rejonach i zakazując opuszczania danych rewirów. W dodatku Polacy uważali ich często za Ukraińców, których nienawidzili. A wcześniej zazwyczaj żyli sobie w zgodzie obok siebie. 1936r. w miejscowości mieszkało 220 prawosławnych, 8 katolików oraz 3 żydów. Obrazki przedstawiają miejsca gdzie kiedyś stały chaty. Co najbardziej mnie porusza w Nieznajowej normalnie funkcjonowały cerkwie, szkoła, czytelnia, młyn, tartak, posterunek policji, karczma i 2 sklepy. Wioska tętniła życiem, a teraz pozostała pustka i cisza. To był moment gdzie sobie zsiadłem z roweru i spokojnie spacerowałem, będąc odciętym od świata. 0 zasięgu, czasem jakiś turysta się trafił. Przeszedłem do końca wsi, do ciekawej tablicy informacyjnej z mapą dawnej wsi. Dalej na mnie znów czekały brody. Najlepsze były miny turystów, których mijałem i się patrzeli jak wyskakuje z roweru zanurzając się butami w wodzie :D Chatka w Nieznajowej baza studencka udostępniana w porze letniej. Zastanawiało mnie jak on tam tym autem wjechał, wszędzie wokół woda. Przez ten płytki, ale szeroki potok, udało mi się w całości przejechać na rowerze z pełnym zanurzeniem pedałów pod koniec :D Wjechałem do kolejnej wioski. Czarne wieś ulokowana w 1569r. W 1754r. powstała tutaj cerkiew greckokatolicka. W 1880r. stały tutaj 54 domy. Oczywiście w czasie wojny i po stało się znów to samo. Ludzi przesiedlono np. w okolice Legnicy. Po 1956r. pozostały tutaj 3 łemkowskie rodziny oraz rodzina gajowego. W 1993r. rozebrano podniszczoną cerkiew. Obecnie można tutaj zobaczyć miejsce gdzie była cerkiew. Jest również cmentarz. Sporo osób tutaj się pchało samochodami po gruntowej drodze. Przy drodze stoi wiele krzyży.  
 Po drodze do Krzywej można było trafić na taką alejką z życiorysem Maksyma Sandowycza oraz opowieściami z Obozu Talerhof. Dawno nie widziałem takiego miejsca z ścianami tekstu na kilkunastu tablicach. Pojawił się asfalt i kolejna fala deszczu. Koło cerkwi w Krzywej (Obecnie Kościół NMP Niepokalanie Poczętej) zrobiłem szybkie zdjęcie i uciekałem dalej. Tablica Gładyszów również w języku łemkowskim. Końcówka trasy to żółty szlak przez Banice. Mocno pozarastany szlak, gdzie rower w większości czasu prowadziłem. Ogólnie nie mogłem narzekać, bo szlak miał swój urok. Zapasy jedzenia mi się skończyły. Próbowałem się posilić jabłkiem. Kwaśnie jak cholera :D To wszystko na dzisiaj z drogi. Wieczorem posłuchałem prelekcji na temat wejścia na Kilimandżaro xD oraz odbyły się śpiewanki. Taki najbardziej towarzyski wieczór w bacówce. Wiecie co czułem gdy skończyłem dzisiejszą przygodę, siedząc i jedząc kolejną lokalną potrawę z menu schroniskowego. Kurde to był jeden z najlepszych jak nie najlepszy dzień spędzony w górach podczas deszczu. Choć, deszcz to za dużo powiedziane, w większości czasu tylko siąpiło z nieba. Tak mi przypasowały te okoliczności do tej całej historii wokół mnie. A dla mojej ekstremalnej odsłony miałem zabawę w brodach. Super.  W kolejnym dniu pojadę trasą przygotowaną przez koleżankę forumową Lidkę ;) 

Kolejny dzień. Buty mi się nie wysuszyły do końca, więc wziąłem zapasowe skarpetki z myślą, że będę zmieniał jak wszystko wyschnie samo. Tak ruszyłem tym czerwonym i jaki ten szlak jest tragiczny. Chyba nigdy w życiu nie chodziłem na takim bagnie. Buty się zrobiły jeszcze bardziej mokre :D Rowerem się ujechać wcale nie dało. Nie ma nawet za bardzo jak to błota obchodzić. Dopiero na przełęczy Majdan zrobiło się normalnie. Schron Majdan gdzie suszyłem stopy :D Jak widzicie pogoda tam samo ponura, ale chociaż nie siąpiło i nie musiałem chować aparatu w reklamówkę. Co ważne na każdym potoku dzisiaj był most, pełna kulturka. Dojechałem do kolejnej nieistniejącej wsi. Świerzowa Jej historia podobna do innych. "Wieś ulokowana została prawdopodobnie w XVI w. jako wioska królewska. Była siedzibą parafii, którą przeniesiono później do Świątkowej Wielkiej. Ostatnia, drewniana cerkiew greckokatolicka została zbudowana w 1894, na pagórku. Tuż obok założono cmentarz parafialny, który zachował się do dziś. W XIX wieku w Świerzowej działała potażarnia i folwark w miejscu zwanym Majdan, którego właścicielem był Polak, Władysław Marek. Po wojnie, w roku 1945, większość Łemków wysiedlono do Ukraińskiej SSR, we wsi zostało 9 mieszkańców. Zostali oni w ramach akcji „Wisła” zesłani na Ziemie Odzyskane w 1947 roku." Te mapki fajnie działają na wyobraźnie :) Cerkwisko z miniaturą stającej tu kiedyś cerkwi. Dzisiaj to miałem naprawdę luksusy na szlaku :D Wjechałem do miejscowości Świątkowa Wielka. To był zwykły poniedziałek, tak szczerze to szukałem jakiegoś otwartego sklepu, bo moje zapasy jedzenia mi się skończyły :D  
 W tej miejscowości leży Cerkiew św. Michała Archanioła dawna łemkowska cerkiew greckokatolicka z 1757. Od 1986 rzymskokatolicki kościół filialny parafii Matki Bożej Niepokalanej w Desznicy." Jedyna na Łemkowszczyźnie pomalowana w całości na zewnątrz. Efekt powala :o  
 Niedaleko dalej w Świątkowej Małej kolejna cerkiew Michała Archanioła. Nie powiem, że trochę się już do nich przyzwyczaiłem. Zawsze jednak miałem nadzieję, że tym razem uda się wejść do środka. Niestety znowu się nie udało :/ Pies się przyplątał i tak mi towarzyszył kawał drogi, w końcu go na zjeździe z górki zgubiłem xD Muzeum Magurskiego Parku Narodowego zamknięte w Poniedziałki, a miałem taką ochotę coś pozwiedzać i trochę się ugrzać. Dojechałem do Krempnej. A tam duży plac, a na nim kościół katolicki, a za nim Cerkiew św. św. Kosmy i Damiana. Nareszcie otwarta, chociaż do środka nie można było wejść.  
 Udało się zrobić zakupy w sklepie i postanowiłem, że jeszcze jedna górka i czas na obiad. Podjazd pod Przełęcz Hałbowską dał w kość, jak zwykle miejscami musiałem prowadzić rower :D Podjeżdżam pod tą przełęcz, rozglądam się i wspomnienia z GSB wróciły, pamiętam jak przekraczałem tą asfaltową drogę, po przejściu leśnego odcinka z Bartne. Myślałem wtedy, o tym, że niedługo czeka mnie pizza w Kątach, najniższym miejscu na trasie GSB. Tak wyglądają zjazdy na hamulcu na błocie na szlaku ;) Cały las słyszy, że jadę. 

 Moim oczom ukazała się piękna polanka, wokół same Łączki to coś co w Beskidzie Niskim kocham najbardziej. Moje ulubione widoki w górach. Od razu zsiadłem z rowera i tylko podziwiałem wszystko wokół. Cisza i spokój. Po to tu właśnie wracam. Na końcu zjazdu natrafiłem na pięknie położoną cerkiew w Kotani z 1782r. Szlak się zrobił naprawdę widokowy przez łąki, bez mapy bym się już dawno pogubił.  
 W Świątkowej Wielkiej wypatrzyłem fajna miejscówkę na wyjazd z ekipą, wokół bez zabudowań, cisza i ładne widoki. Kółko zrobione, zacząłem wracać tym samym żółtym szlakiem. Będąc w okolicy jednego z mostków usłyszałem stukot, zatrzymałem rower i skulony po cichu zbliżałem się, żeby przyjrzeć się co taki hałas robi. Udało mi się pierwszy raz ustrzelić Dzięcioła Dużego :D  
 Buty miałem już suche, więc stwierdziłem, że nie pcham się znowu na błoto na czerwonym tylko zjadę do centrum Bartnego asfaltem i podjadę klasyczną drogą pod schronisko. To był świetny wybór :D Tak wyglądała moja dzisiejsza trasa. Może mniej spektakularna i historyczna, za to bardziej przyjemna i widokowa.  
 Wieczór spędziłem przy książce, pogoda była jaka była, nie przyciągnęła turystów do bacówki. W pokoju wieloosobowym byłem sam. Rano pogoda się nie zmieniła, więc stwierdziłem uciekam, może po drodze złapie coś ciekawego. Natrafiłem się na budowę cerkwi w Gładyszowie wzorującej się na nieistniejącej cerkwi w Nieznajowej. Małe korki na trasie :D To już ostatnie Cerkie na trasie: - Cerkiew św. Paraskewy w Kwiatoniu - Cerkiew św. Paraskewy w Ujściu Gorlickim  
 Tak myślę sobie, gdzie jeszcze nie byłem i trafiłem do Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Tyle o tym miejscu słyszałem, głównie za dzieciaka. Tak miałem takie złudne wrażenie, że będzie tu bardzo ciekawie. Ogólnie myślałem, że jest większe, wszedłem na plac główny pooglądałem co się dało. Restauracja, biblioteka, muzeum było zamknięte, więc wszedłem do kościoła i to było na tyle :D Bardziej mi się podobała wycieczka wokół. Na pewno widoki z drugiej strony Wisły byłyby najlepsze. Na zakończenie po wielu latach postanowiłem sobie na szybko odświeżyć Klasztor na Jasnej Górze.  
 Podsumowanie: 
65.6 km na rowerze 
10 km pieszo 
 Tak samo jak na wakacyjnym wyjeździe Bieszczady zachowały swój klimat, tak właśnie Beskid Niski dostarczył mi tego co tam szukam. Pierwszy mój wyjazd tam to było najdziksze zdobywanie Diademu Gór Polski, później przejście GSB, a teraz poznanie części historii Łemkowszczyzny. Ciekawi mnie kiedy tu wrócę.

Prześlij komentarz

0 Komentarze

Ad Code

Responsive Advertisement