Towarzyski wypad w Beskid Żywiecki

Hej 
Nadrabiam pisanie relacji i zabieram Was w mikołajkowy wyjazd w Beskidy :D W pierwszy dzień (Czwartek) wylądowałem w Brennie. 
Trasa: 
 Zanim zacząłem trasę to było już dość późno, liczyłem się z tym, że część trasy pokonam po ciemności. Na początku kawał ciężkiej drogi na Kotarz, wszędzie roboty drogowe. Nowy chodnik w trakcie produkcji. Czasami niebezpiecznie mijałem pracujące koparki :D  
 Dotarłem do strefy ciszy i zaraz niedaleko do przystanku Beskidy. Bardzo ciekawy ten drogowskaz. Lubię takie ciekawostki.  
 W tym miejscu chciałbym podziękować Sebastianowi, który mi zaproponował przejście Halą Jaworową. To był najlepszy punkt dzisiejszego dnia. Słoneczko się przedzierało przez chmury i śniegu było dość sporo. O każdej porze roku przejście halami, ma swój niezwykły klimacik. Potem już zrobiło się szaro, buro i zimno. Ten pierwszy dzień w terenie to zawsze ciężko się przyzwyczaić do temperatury. W tym momencie liczyło się tylko dojście do Chaty Wuja Toma. Widoczków po trasie mało, więc musiałem kombinować, żeby mieć jakieś fotki :D
To moja pierwsza wizyta w tej Chacie. Według kartki na drzwiach powinno być zamknięte, jednak bar normalnie działał. Patrząc na ceny to wziąłem sobie tylko zupę czosnkową, nawet dobra, ale nie umywa się do tej w Schronisku na Kudłaczach :D Każda trasa u mnie to lista małych celów, które sobie po kolei spełniam. Cel na teraz to zdobycie Klimczoka. Podejście miało swoje gorsze momenty, ale nie narzekałem. Dobrze, że nie wiało i podejście nie szalało z nachyleniem. Skrzyczne mnie już od dłuższego czasu zaprasza abym ponownie je odwiedził. Byłem tam raz i dawno temu. Teraz w pięknej okazałości, po lewo. Nie udało się zwiedzić znów Schroniska pod Klimczokiem. Było mało czasu, a chciałem coś zjeść na Błatniej :) Ostatnie podejście na dziś było najgorsze. Obowiązkiem jest zobaczyć na Klimczoku kamyczki :D Końcówka to już o świetle czołówki i w moim świątecznym świecącym secie. W schronisku parę osób, w tym jacyś zagraniczni. Chyba na Błatniej najbardziej mi się spodobała klatka z świnkami morskimi. Choć trasa nie wydawała mi się zbyt ciężka, to jednak brak snu poprzedniej nocy spowodował pójście spać o 21:00 :D 
 Dzień II 
Wstałem coś po 5 i ruszyłem po ciemku w dół do Brennej. 
 Trasa: Ciężko sobie zaliczyć pobyt na górze, będąc całkowicie po ciemku. Obowiązkowo muszę tutaj wrócić :D O 8 byłem na dole i po kupieniu śniadania w Biedronce pojechałem do Lachowic. 

Trasa:
Nocleg zaplanowany w Naszej Chacie na Adamach. Koleżanka miała dołączyć po pracy. Więc ja ze swoimi i częściowo jej tobołami wbijałem się do góry. To było naprawdę ciężkie 3km z dwoma plecakami. Co chwilę musiałem pauzę robić :o Po drodze jest taki ciekawy drewniany mostek, który najlepsze lata ma już dawno za sobą. Jestem ciekaw, czy przetrwa do następnego razu. W Chatce miałem szczęście spotkać gospodarza Mariusza, który dopiero co wstał i przypadkowo zobaczył, że tak stoję i czekam pod drzwiami :D Nie tracąc czasu ruszyłem w dalszą część trasy. Na lekko się inaczej szło, choć zapomniałem wziąć sobie czegoś do zjedzenia po drodze. Warunki takie sobie, wiał zimny wiatr, czuć było lekki mróz. Na zdjęciu mój główny cel Jałowiec. Po drodze można spotkać klasztor sióstr oraz izbę pamięci Wyszyńskiego. Wojtyła z Wyszyńskim się w tych okolicach kręcili.  
 A to w skrócie moje dzisiejsze kółko Dawno nie miałem tak ciężkiego podejścia, najpierw do przełęczy Kolędówki się mocno ciągło. Myślałem, że już później będzie lepiej, ale wiatr się zrobił i zawieja śnieżna powstała i mnie spychała ze szlaku. Tragedia, wymarzłem, brak żarcia spowodował kryzys psychiczny xD a za ten cały trud żadnej nagrody nie było, bo na Jałowcu kilka metrów widoczności. Na szczęście można było się skryć w mini chatce. Siedziałem tam z pół godziny, żeby dojść do siebie xD Pudelek gadał, że w Mikołajkowy wieczór, może być dużo ludzi. Oczywiście tak nie było i byłem ja i Chatkowa Danusia. Pobyt minął na czekaniu, gadaniu i piciu herbaty. Tak po paru godzinach wyglądałem tak jak ten kotek :D W końcu nastał ten czas i o 21:30 wyszedłem po nią na dół. Ona się trochę jeszcze pogubiła po drodze więc do 23:30 zeszło. Śnieg jeszcze popadał zimno i plecak do wniesienia, bardzo nam się nie chciało wchodzić na górę. Na całe szczęście Chatkowy Mariusz wracał i udało nam się wcisnąć do auta. Sama jazda też hardcorowa, naprawdę mieliśmy dużo szczęścia, że w takich warunkach udało się podjechać pod chatę. Czas potem minął szybko i przyjemnie, następnego dnia ruszyliśmy dopiero o 13:00, co jest chyba moim rekordem xD Na to wszystko mogliśmy sobie pozwolić, szlak krótki, ale za to tylko pod górę, pod Babią Górę.
 Sama królowa była we mgle, warun taki sobie. W ramach urozmaicenia przeszliśmy przez Skansen im. Józefa Żaka   
Szlak szybko zrobił się biały, nastał taki mroczny klimat. Szło się dosyć przyjemnie w towarzystwie to zawsze inaczej.
   
 A to ja z moimi mieczami świetlnymi :D  
 W schronisku byliśmy dość wcześnie, więc było dużo czasu na integracje. Te 6 osobowe pokoje są znacznie lepsze od tych 7. Chyba się też jedzenie trochę poprawiło. Jak sami widzicie pogoda nie była nam przychylna, a na następny dzień mieliśmy w planach Wschód Słońca na Babiej Górze. Prognozy były raczej na plus, ale nie wiadomo było, jak ostatecznie wyjdzie z tą widocznością. 

 Dzień 4 
Koleżanka mnie obudziła, choć mogłem jeszcze sobie pospać 20 minut xD Szybkie ogarnięcie i w drogę. Markowe Szczawiny to jedno z nielicznych miejsc gdzie tak wiele osób wychodzi z schroniska tak wcześnie rano :D Dużym plusem wędrówki w parze, jest to, że wejście na Babią obyło się bez zdychania z mojej strony xD W czasie tabliczkowym się mieściliśmy więc było bardzo dobrze. Babia zimą ma to do siebie, że dopiero na samym końcu dostajesz ten najlepszy widok na Tatry. Sami spójrzcie czy misja zakończyła się powodzeniem... 


Niżne Tatry Wolę wschód na Pilsku, bo można bardziej szaleć z pierwszym tłem. Ogólnie warunki dobre, choć za pierwszym razem tutaj miałem lepsze :D Wielki Chocz Mala Fatra Sklejki paru zdjęć lepiej wyglądają, ale kurde ciężko spasować. Byłem ubrany bardzo grubo, do tego miałem ocieplacze chemiczne do moich biednych palców. Udało się godzinę wytrzymać i trzeba było się zwijać na dół, na śniadanie do schroniska. Przełęcz Brona Trochę zeszło czasu na jedzeniu i następnie czerwonym szlakiem, żeśmy szli w kierunku Mędralowej.  
 Oby Dwóch nas bolały kolana, ale tempo było wciąć niezłe, nie daliśmy się wyprzedzać :D Tu już Mędralowa z widokiem na Jałowiec. W chatce się tam paliło, jacyć ludzie się tam kręcili.   Po lewo dobrze widać Czupel najwyższy szczyt Beskidu Małego Skrzyczne znowu się pięknie pokazało :D Zawsze to powtarzam, że lubię góry za ten widok historii. Parę godzin temu stałem tam na Babiej :) Hala Barankowa   Na zejściu z Hali Barankowej można przed sobą ujrzeć wieże na Mosornym Groniu Na tym skończyła się nasza wycieczka. Wiele przygód, kilometrów, emocji i stanów pogodowych. Naprawdę było warto. Choć powrót nie należał dla najlepszych. 
 Podsumowanie: 
Liczba km: 78.5km 
 Przewyższenia: 3944m 

Prześlij komentarz

0 Komentarze

Ad Code

Responsive Advertisement