Powrót w Tatry Cz. 2

Hej! Pora na dzień 4 Czas wejść wyżej, pogoda niepewna zapowiadane były deszcze i burze popołudniu. Ruszyłem wraz z ojcem z Brzezin, tutaj miałem wiele plam w Tatrach, musiałem nadrobić. Początek prowadził przez ciekawą dolinę Suchej Wody. Potem odbiliśmy w kierunku Rówieni Waksmundzkiej. Szlak tutaj stopniowo wznosi się w górę, dobre na rozciągnięcie mięśni z rana :D Polana Waksmundzka piękne miejsce warte zobaczenia. Na szlaku pustki, minus jest taki, że potem ten zielony szlak prowadzi krzaczastą wąską drogą. W spodenkach nie było tak łatwo się przebijać przez wystające pokrzywy. Szlak potem łączy się z czarnym i żółtym, i następnie wyłania się z lasu. Przed nami widać końcowe fragmenty Orlej Perci. To jeden z moich ulubionych typów krajobrazu w Tatrach. Czerwony Staw Jako, że ludzi na szlaku brak, to jeszcze nie przepłoszyli mi Kozicy, która zaczęła wędrować w moją stronę. Chwilę później moim oczom ukazał się Świstak, pierwszy raz w życiu udało mi się zobaczyć tego słodziaka :D Kozica podeszła blisko, idealnie pod moją ogniskową obiektywu 140mm Chwilę później pojawiła się druga :D Wycieczka w tej chwili została dodana do tych udanych :D Podejście jest tu mozolne, a tragedii nie ma, na Krywaniu było zdecydowanie gorzej. Nawet Giewont mi wszedł pod oko :) Szkoda, że ukradli tabliczkę Przełęczy Zawrat. Ludzi praktycznie brak, na Orlej nikt nie szedł, byłem zdziwiony. Prognozy mówiły prawdę w oddali zaczęły zbliżać się ciemne chmury. No to szybko rach ciach, ruszyliśmy na Orlą Perć. Od tej strony jest o wiele łatwiej. Chociaż zapomniałem, że tu jest tak bardzo góra-dół co chwilę :D Dużo zdjęć nie robiłem, zresztą aparat nie ułatwiał poruszania się w takim terenie. Wszystko było na tyle obliczone, że gdy dotarliśmy na Skrajny Granat chmury zaczęły okrywać całą Orlą Perć. Oczywiście, trzeba było zacząć szybkie zejście w bezpieczniejsze regiony. Tutaj było naprawdę szybkie tempo. Niestety deszcz pojawił się w połowie zejścia. Kozica też spieprzała w dół :D Czarny Staw Gąsienicowy (5 raz w życiu) Deszcz się zrobił taki przelotny, liczyłem, że usiądę sobie spokojnie w Murowańcu i się wysuszę. Oczywiście do Murowańca wejść się prawie nie dało takie tłumy, hałas, kolejki. Pod drzwiami czekaliśmy na przejście ulewy. Aparat był już dawno w plecaku i więcej go dzisiaj nie wyciągnąłem. Na szczęście droga z Murowańca do Brzezin to prawdziwa autostrada, więc bardzo szybko znaleźliśmy się w samochodzie. Wycieczka była spoko, fajnie było trochę inaczej w tych rejonach pochodzić. 

 Dzień V To miał być długi maraton, ale pogoda od rana była kiepska. Liczyłem, że może chociaż nie będzie padać. Lubię przyjeżdżać w Dolinie Rohacką. Porobili bramki parkingowe, pełna automatyzacja. Ludzi też prawie nie było. Kto chciał to zaraz wsiadł do kolejki i pojechał pod Ťatliakova chate. Ja ruszyłem w stronę Rohackich Stawów. Oczywiście musiało zacząć przelotnie padać :( Rohacki wodospad znacznie polepszył mój nastrój. Według mnie jeden z najlepszych w Tatrach. Na widoki to sobie mogłem popatrzyć co najwyżej z tabliczek informacyjnych :) Szaro i ponuro Rohackie stawy naprawdę super nawet w takiej sytuacji robiły wrażenie. Nie dziwię się, że wszędzie były porozstawiane tabliczki "nie karmić zwierząt", gdy tylko podszedłem do brzegu to kaczki momentalnie się do mnie zleciały. Gdzieś tutaj skończyłem robić foty, rozpoczęła się ulewa, a ja w oddali przy stawie zobaczyłem jakąś chatkę, zacząłem biec tylko jak później się okazało wszystko było ogrodzone i musiałem moknąć dalej. Foty zacząłem robić telefonem :D Dotarłem do Smutnej Doliny, którą dobrze znam, tam trochę przestało padać. W schronisku się nawet nie zatrzymywałem, szedłem prosto na dół. Słońce zaczęło wychodzić i naglę zrobił się wysyp ludzi wchodzących na górę, całe rodzinki ubrane na krótki rękaw i w spodenkach. Tak się wszyscy na mnie dziwnie patrzeli, ja w kurtce przeciwdeszczowej, kaptur, calutki mokry i tak momentami jeszcze sobie zbiegałem, żeby szybciej było. Przeczuwałem, że to nie koniec deszczu. Tak się stało, te biedne rodzinki to nie wiedziały jak się ubrać gdy naglę przyszło oberwanie chmury, największa ulewa w ciągu dnia. Na szczęście na tej drodze jest kilka wiatek, gdzie można się skryć. Ja już miałem wyjebane na wszystko, nic mi nie przeszkadzało. Zamiast iść do samochodu od razu, to postanowiłem iść do Chaty Zverovka , którą mi polecił kolega Dobromił. Eleganckie schronisko z klimatem. Kelnerki obsługują, co najlepsze wody nie mieli i nie mogłem wypić nic gorącego :D Pozostało mi było wziąć kufel kofoli. W menu brałem rzeczy ze Słowackich specjałów. Byłem głodny to dodatkowo wziąłem bagietkę ze smalcem i cebulą, myślałem, że to będzie wyglądać jak w Polsce, jednak dostałem taką biedną wersję :D Bryndzlowe placki ze śmietaną i boczkiem były za to dobre. W Polsce takiego czegoś bym nie znalazł. Na szczęście z Chaty do samochodu nie padało i wróciłem do Zakopanego. Po drodze się zatrzymałem, widząc Babią Górę i Police na horyzoncie :D Jednak, że była wczesna godzina to się przemogłem i przeszedłem sie po mieście, co mi się tylko z 3 razy zdarzyło w karierze. Najpierw udałem się do Muzeum Tatrzańskiego, gdzie wstęp był za darmo w ten dzień. Polecam to miejsce, wiele ciekawych rzeczy można wyczytać. Dla fanów skoków narciarskich polecam galerie trofeów Kamila Stocha. Fajnie jest zobaczyć medale widziane wyłącznie w telewizji. Jeszcze Giewont się nawinął z ulicy Powstańców Śląskich, gdzie znajduje się darmowy parking :D

 Dzień 6 Dzień wyjazdu, plany były różne, tylko samochód musiałem na miejscu. Napisała do mnie koleżanka, która szła ze mną 3 dnia. Czy chce się wybrać na Zawrat z nią i jej koleżanką. Podtrzymując towarzyski klimat tego roku, zgodziłem się. Z poprzedniego wyjścia stwierdziłem, że sobie ona poradzi z taką trasą. Ostatnio miała dużo powera w sobie :D

 Start 06:00 rano - Palenica. Zrzuta na najdroższy parking w Polsce za 75zł 
 Warunki idealne, ludzi było już dosyć sporo. Ruszyliśmy w kierunku Rusinowej Polany i Gęsiej Szyi na, których wcześniej nigdy nie byłem. Szybko się okazało, że 2 koleżanko, kondycje ma średnią. Trzeba było za nią czekać, co miało później przełożenie na przebieg trasy. Eleganckie schodki na Rusinową Polane, a tam naprawdę Extra widoczki na okolicę. W bacówce z rana robota się toczyła. Tutaj trochę jak w Bieszczadzkim Parku Narodowym :) Lampa się szybko zrobiła, co trochę psuło mi zdjęcia. A to już Gęsia Szyja, tak sobie ją wyobrażałem, jako taki punkt widokowy na skale. Babia Góra jak zawsze widoczna. Tatry Wysokie widać Gerlach Kasprowy Wierch Dalej ścieżka prowadziła ładną dróżką, tylko problem w tym, że znowu połączyła się z tym zielonym, który szedłem 2 dni wcześniej. W dodatku patrząc na godzinę, uznałem, że trzeba trasę skrócić i poszliśmy na przełęcz Krzyżne. I znów ten piękny widok :D Tempo spacerowe, pełny chillout, oczywiście dla mnie, dziewczyny miały co robić :D To był jeden z głównych celów wycieczki - Schronisko w Dolinie 5 Stawów. W czasie pandemii byłem obok niego, ale nie wchodziłem do środka, trzeba to było nadrobić. Warunki zajebiste, ludzi tak było w sam raz. Tym razem jednak na Orlej Perci były już kolejki :D Nawet Krywań udało mi się wypatrzeć :D Żółty szlak do Doliny 5 Stawów jest dosyć wymagający za to strasznie super widokowy :D Oczywiście w Tatrach jeśli ktoś dużo nie chodził, to też średnio potrafi schodzić, tempo nasze nie wzrosło podczas schodzenia Musiałem trochę pomagać i czekać na zejściu za jedną koleżanką. Druga pofrunęła do przodu, miałem rację, że z nią bym na luzie obleciał Zawrat :D Plus tego wszystkiego był taki, że miał mi kto zdjęcie zrobić. Ciągnie się droga gdy widzi się całą trasę do przejścia, ale udało się dotrzeć do stawów, a niedługo potem do schroniska, gdzie od razu stanąłem w krótkiej kolejce po pyszną szarlotkę. Tu już ludzi zrobiło się dosyć sporo, najważniejszym celem było zejść już do doliny i iść bardziej po płaskim :D Dziewczyny myślały, że na asfalcie już będzie super, ale to tak nie działa. Asfalt jak dla mnie jest jeszcze gorszy. Zresztą na końcu było już po nich widać duże zmęczenie. Chciały wejść wysoko to teraz niech płaczą :D Wodogrzmoty Mickiewicza Udało się! Całość zajęła nam 12h (mapa 9.5h) Wycieczkę zakończyliśmy w Macu w Nowym Targu, gdzie tam wsiadłem do swojego auta i do 2 w nocy kierowałem do domu. Dzień udany, pobawiłem się trochę w przewodnika, ale też swoje cele zaliczyłem. Podsumowanie: 
103km pieszo 
6538 przewyższeń 
1200km samochodem 
 Zacznę może od porównania z moimi 5 poprzednimi wakacyjnymi wyjazdami. (Przypomnę ten jeden z najlepszych https://gorybezgranic.pl/viewtopic.php?f=23&t=5767) Tegoroczny umieszczę na ostatnim miejscu :D
 Poprzednie wyjazdy to były odznakowe, albo jakiś długi szlak do przebycia i pogoda nie miała znaczenia, trzeba było kilometry robić. Tutaj warunki pokrzyżowały wiele planów dodatkowo wyjazdy na Słowację to przynajmniej godzina drogi w jedną stronę. Ogólnie jednak było super, ale też widzę, że kiedyś moje ukochane Tatry oddają miejsce dla tych niższych gór, tej dzikości i klimatu. W Tatrach już muszę coraz więcej kombinować, może jakiś zimowy wypad (oczywiście w dolinki) 
 Tak sobie siedzę i myślę, co w przyszłym roku żeby zadowolić swoje górskie ambicję. 
Te festiwale mi dochodzą w terminarzu i czasu marnują, ale jednak lubię też poczuć ten klimat Polandrocku. W tym roku było naprawdę dobrze.

Prześlij komentarz

0 Komentarze

Ad Code

Responsive Advertisement