Dzień V
To miał być długi maraton, ale pogoda od rana była kiepska. Liczyłem, że może chociaż nie będzie padać.
Lubię przyjeżdżać w Dolinie Rohacką. Porobili bramki parkingowe, pełna automatyzacja. Ludzi też prawie nie było. Kto chciał to zaraz wsiadł do kolejki i pojechał pod Ťatliakova chate. Ja ruszyłem w stronę Rohackich Stawów.
Oczywiście musiało zacząć przelotnie padać :( Rohacki wodospad znacznie polepszył mój nastrój. Według mnie jeden z najlepszych w Tatrach.
Na widoki to sobie mogłem popatrzyć co najwyżej z tabliczek informacyjnych :)
Szaro i ponuro
Rohackie stawy naprawdę super nawet w takiej sytuacji robiły wrażenie. Nie dziwię się, że wszędzie były porozstawiane tabliczki "nie karmić zwierząt", gdy tylko podszedłem do brzegu to kaczki momentalnie się do mnie zleciały.
Gdzieś tutaj skończyłem robić foty, rozpoczęła się ulewa, a ja w oddali przy stawie zobaczyłem jakąś chatkę, zacząłem biec tylko jak później się okazało wszystko było ogrodzone i musiałem moknąć dalej.
Foty zacząłem robić telefonem :D
Dotarłem do Smutnej Doliny, którą dobrze znam, tam trochę przestało padać.
W schronisku się nawet nie zatrzymywałem, szedłem prosto na dół. Słońce zaczęło wychodzić i naglę zrobił się wysyp ludzi wchodzących na górę, całe rodzinki ubrane na krótki rękaw i w spodenkach. Tak się wszyscy na mnie dziwnie patrzeli, ja w kurtce przeciwdeszczowej, kaptur, calutki mokry i tak momentami jeszcze sobie zbiegałem, żeby szybciej było. Przeczuwałem, że to nie koniec deszczu. Tak się stało, te biedne rodzinki to nie wiedziały jak się ubrać gdy naglę przyszło oberwanie chmury, największa ulewa w ciągu dnia. Na szczęście na tej drodze jest kilka wiatek, gdzie można się skryć. Ja już miałem wyjebane na wszystko, nic mi nie przeszkadzało. Zamiast iść do samochodu od razu, to postanowiłem iść do Chaty Zverovka , którą mi polecił kolega Dobromił. Eleganckie schronisko z klimatem. Kelnerki obsługują, co najlepsze wody nie mieli i nie mogłem wypić nic gorącego :D Pozostało mi było wziąć kufel kofoli. W menu brałem rzeczy ze Słowackich specjałów. Byłem głodny to dodatkowo wziąłem bagietkę ze smalcem i cebulą, myślałem, że to będzie wyglądać jak w Polsce, jednak dostałem taką biedną wersję :D
Bryndzlowe placki ze śmietaną i boczkiem były za to dobre. W Polsce takiego czegoś bym nie znalazł.
Na szczęście z Chaty do samochodu nie padało i wróciłem do Zakopanego.
Po drodze się zatrzymałem, widząc Babią Górę i Police na horyzoncie :D
Jednak, że była wczesna godzina to się przemogłem i przeszedłem sie po mieście, co mi się tylko z 3 razy zdarzyło w karierze.
Najpierw udałem się do Muzeum Tatrzańskiego, gdzie wstęp był za darmo w ten dzień. Polecam to miejsce, wiele ciekawych rzeczy można wyczytać.
Dla fanów skoków narciarskich polecam galerie trofeów Kamila Stocha. Fajnie jest zobaczyć medale widziane wyłącznie w telewizji.
Jeszcze Giewont się nawinął z ulicy Powstańców Śląskich, gdzie znajduje się darmowy parking :D Dzień 6
Dzień wyjazdu, plany były różne, tylko samochód musiałem na miejscu. Napisała do mnie koleżanka, która szła ze mną 3 dnia. Czy chce się wybrać na Zawrat z nią i jej koleżanką. Podtrzymując towarzyski klimat tego roku, zgodziłem się. Z poprzedniego wyjścia stwierdziłem, że sobie ona poradzi z taką trasą. Ostatnio miała dużo powera w sobie :D Start 06:00 rano - Palenica. Zrzuta na najdroższy parking w Polsce za 75zł
Warunki idealne, ludzi było już dosyć sporo. Ruszyliśmy w kierunku Rusinowej Polany i Gęsiej Szyi na, których wcześniej nigdy nie byłem.
Szybko się okazało, że 2 koleżanko, kondycje ma średnią. Trzeba było za nią czekać, co miało później przełożenie na przebieg trasy.
Eleganckie schodki na Rusinową Polane, a tam naprawdę Extra widoczki na okolicę. W bacówce z rana robota się toczyła.
Tutaj trochę jak w Bieszczadzkim Parku Narodowym :)
Lampa się szybko zrobiła, co trochę psuło mi zdjęcia.
A to już Gęsia Szyja, tak sobie ją wyobrażałem, jako taki punkt widokowy na skale.
Babia Góra jak zawsze widoczna.
Tatry Wysokie widać Gerlach
Kasprowy Wierch
Dalej ścieżka prowadziła ładną dróżką, tylko problem w tym, że znowu połączyła się z tym zielonym, który szedłem 2 dni wcześniej. W dodatku patrząc na godzinę, uznałem, że trzeba trasę skrócić i poszliśmy na przełęcz Krzyżne.
I znów ten piękny widok :D
Tempo spacerowe, pełny chillout, oczywiście dla mnie, dziewczyny miały co robić :D
To był jeden z głównych celów wycieczki - Schronisko w Dolinie 5 Stawów. W czasie pandemii byłem obok niego, ale nie wchodziłem do środka, trzeba to było nadrobić.
Warunki zajebiste, ludzi tak było w sam raz. Tym razem jednak na Orlej Perci były już kolejki :D
Nawet Krywań udało mi się wypatrzeć :D
Żółty szlak do Doliny 5 Stawów jest dosyć wymagający za to strasznie super widokowy :D
Oczywiście w Tatrach jeśli ktoś dużo nie chodził, to też średnio potrafi schodzić, tempo nasze nie wzrosło podczas schodzenia Musiałem trochę pomagać i czekać na zejściu za jedną koleżanką. Druga pofrunęła do przodu, miałem rację, że z nią bym na luzie obleciał Zawrat :D Plus tego wszystkiego był taki, że miał mi kto zdjęcie zrobić.
Ciągnie się droga gdy widzi się całą trasę do przejścia, ale udało się dotrzeć do stawów, a niedługo potem do schroniska, gdzie od razu stanąłem w krótkiej kolejce po pyszną szarlotkę.
Tu już ludzi zrobiło się dosyć sporo, najważniejszym celem było zejść już do doliny i iść bardziej po płaskim :D
Dziewczyny myślały, że na asfalcie już będzie super, ale to tak nie działa. Asfalt jak dla mnie jest jeszcze gorszy. Zresztą na końcu było już po nich widać duże zmęczenie. Chciały wejść wysoko to teraz niech płaczą :D
Wodogrzmoty Mickiewicza
Udało się! Całość zajęła nam 12h (mapa 9.5h) Wycieczkę zakończyliśmy w Macu w Nowym Targu, gdzie tam wsiadłem do swojego auta i do 2 w nocy kierowałem do domu. Dzień udany, pobawiłem się trochę w przewodnika, ale też swoje cele zaliczyłem.
Podsumowanie:
103km pieszo
6538 przewyższeń
1200km samochodem
Zacznę może od porównania z moimi 5 poprzednimi wakacyjnymi wyjazdami. (Przypomnę ten jeden z najlepszych https://gorybezgranic.pl/viewtopic.php?f=23&t=5767) Tegoroczny umieszczę na ostatnim miejscu :D
Poprzednie wyjazdy to były odznakowe, albo jakiś długi szlak do przebycia i pogoda nie miała znaczenia, trzeba było kilometry robić. Tutaj warunki pokrzyżowały wiele planów dodatkowo wyjazdy na Słowację to przynajmniej godzina drogi w jedną stronę. Ogólnie jednak było super, ale też widzę, że kiedyś moje ukochane Tatry oddają miejsce dla tych niższych gór, tej dzikości i klimatu. W Tatrach już muszę coraz więcej kombinować, może jakiś zimowy wypad (oczywiście w dolinki)
Tak sobie siedzę i myślę, co w przyszłym roku żeby zadowolić swoje górskie ambicję.
Te festiwale mi dochodzą w terminarzu i czasu marnują, ale jednak lubię też poczuć ten klimat Polandrocku. W tym roku było naprawdę dobrze.
0 Komentarze