Wracam do Was z relacją z mojego urlopu w Tatrach. 6 dni chodzenia w przeróżnych okolicznościach. Relację podziele na 2 części.
Dzień I
Zaznaczę, że poprzednie 2 dni byłem na festiwalu w Jarocinie, więc wyjazd rano nie był łatwy. Na szczęście miałem kierowce :D
Droga do Zakopanego to było jakieś 8h, więc czasu pozostało niewiele i zdecydowałem się postawić na taką trasę.
Start z Jaszczurówki
Pogoda sprzyjała, bardzo przyjemny początek.
Szlak taki dla rodzinek z dziećmi, krótka trasa, można zdobyć szczyt z niezłymi widokami.
Tak patrzę, co to za góra się wyłoniła, myślę Kościelec i mapa też to potwierdziła :D
To jest pierwsza moja wycieczka w Tatry z bezlusterkowcem, efekty widać od razu.
Podejście się tutaj tak powoli ciągło do góry.
Giewont się również ukazał :D
Szlak zmierza do lasu i potem końcówka drogi na szczyt jest mocno pod górę.
A to już sam szczyt 1328m n.p.m
Kościelec
Chmury troszkę zasłaniały panoramę Tatr Wysokich
A to już z zejścia, widać parę szałasów. Dawniej te tereny były mocno użytkowane.
To taka szybka wycieczka na rozgrzewkę, nie byłem tu nigdy, ale warto się wdrapać na ten mały szczyt :D Dzień II
Czas na Słowację!
Krywań, wiele słyszałem o tej górze, a zawsze była tak daleko. 1h 10 minut jazdy. Po drodze na drogę na stopa zabrałem Pana, który się do mnie przyłączył. Pierwszy raz w życiu miałem okazję zobaczyć kolejkę elektriczke.
Tutaj od samego początku droga szła pod górę. Pogoda spoko, na szlaku kilka ludzi wędrowało.
Pan Andrzej (około 60lat) za mną nawet nadążał, zdarzało mi się za nim pare razy poczekać. Szybko się okazało, że może nie jest on taki szybki, ale jest bardzo wytrwały. Gdy ja się zacząłem zatrzymać na wodę i foty to on bez ustanku pruł do przodu i mnie zgubił, już do samej góry. Jak później się okazało to góral z okolicy Zakopanego, więc szans nie miałem :D
Jest i Krywań
Na niebie zrobiła się lampa i zdjęcia przez mgłę wychodziły.
W końcu miałem normalnego zooma w Tatrach :D
To co lubię w Tatrach to wyraźny podział na partię roślinności, od razu widać jak krajobraz się zmienia.
A szlak cały czas bez ustanku pod górę, po tych moich ostatnich pagórkach tutaj odczułem moc Tatr :D
Szlak raczej bez trudności technicznych, gdzieś tam było trzeba sobie pomóc rękami, ale to na luźno. Ekspozycji też wiele nie było.
Końcówka to wejście najpierw na Mały Krywań
Chmury zaczęły zakrywać szczyty, wiedziałem, że muszę się spieszyć :D
W jednym momencie miałem pewny kryzys, bo to podejście naprawdę długo się ciągło, a szczytu cały czas nie było.
Ale w końcu się udało i było naprawdę warto. Spotkałem mojego towarzysza który poczęstował mnie pysznym ciastem, pożegnaliśmy się i on poszedł w stronę Štrbské Pleso. Ja jak zwykle na szczycie lubię sobie posiedzieć dość długo.
Kasprowy Wierch
Chmury zaczęły wchodzić na szczyt, minęło kilka minut i widoczność zmalała do paru metrów, ale zawsze jakąś ciekawe fotę można zrobić.
Na szczęście, udało się zejść pod chmury i znów cieszyć się widokami.
Planując szlak nie spodziewałem się, że to kółko, które sobie wyznaczyłem będzie takie atrakcyjne. Problem był tylko jeden, zaczęły się zbierać ciemne chmury.
Co to za obiekt?
Krywań z innej perspektywy.
Jedną z rzeczy, którą uwielbiam na Słowacji to są te urokliwe plesa. Na tym szlaku miałem przyjemność zobaczyć Jamské pleso. Dochodząc do niego dziwiło mnie to jak w takim terenie leśnym może być jeziorko. A tam na miejscu ławeczki porobione, wiatka, ludzie w koło siedzieli.
Zacząłem biec, bo poczułem, że krople deszczu kapią mi na głowę.
Niestety nie udało mi się zdążyć przed deszczem, schowałem aparat, ubrałem się odpowiednio i trochę zmokłem. Tak skończyła się ta wycieczka. Oczywiście powrót z korkami 1h 30minut. Po drodze są 3 remonty i światła.
To był naprawdę dobry dzień :D Dzień III
Oczywiście pogoda musiała się popsuć, wszędzie zapowiadali opady, a ja nie chciałem ryzykować, zmoknąć i chodzić w chmurach bez widoków.
Tak się złożyło, że napisała do mnie pewne dziewczyna z Krakowa, że jest zainteresowana wycieczką. Szczerze to jej odradzałem, bo po co robić taki kawał drogi, jak pogoda tak niepewna. Jej to nie zatrzymało i zrobiliśmy taką bezpiecznie pogodowo trasę w Dolinie Kościeliskiej :D
Pogoda oczywiście musiała oszukiwać i nie było aż tak źle, nie padało, co było najważniejsze.
Potoki parowały, nie przypominał sobie, żebym wcześniej coś takiego spotkał :D
Chmury zakrywały szczyty więc nie żałowałem, że wybrałem się w Dolinę.
Na pierwszy ogień poszedł Wąwóz Kraków. Już 3 raz jestem w tym miejscu, ale miło się to miejsce przypomina.
Ogólnie skałki były śliskie i nie było tak prosto w jamie jak zazwyczaj. Koleżanka odważna, bez problemu radziła sobie z trudnościami technicznymi.
Następnie klasycznie: Jaskinia Raptawicka i Mylna.
W Mylnej oczywiście mokro i nisko, czyli nogi w błocie a kask się co chwila odbijał o sufit. Zdjęć też nie robiłem, szkoda aparatu :D Najważniejsze, że koleżance się podobało :D
Poszliśmy dalej w kierunku Smreczyńskiego Stawu, ludzi trochę było na szlaku, jak to w tej dolinie bywa
Nad Smreczyńskim Stawem były tatrzańskie wykłady, sporo ludzi siedziało i słuchało. Fajna inicjatywa.
A to już tłumy koło schroniska Ornak, długo tu nie byliśmy.
Powrót szybkim tempem, po drodze musiałem odwiedzić bacówkę i zakupić porządnego oscypka. Kolejny dzień choć z gorszą pogodą udany. Myślę, że koleżance się podobało :D
Porównując z innymi latami, pierwsze dni w moim wydaniu były bardzo spokojne. Tak testowałem swój organizm i kolana, żeby w końcu ruszyć na jakiś maratonik :D Tak jak kiedyś kochałem Tatry na maxa, to teraz jednak te Beskidy czy Sudety zaczęły górować. Nie lubię Zakopanego jako miasta, tych tłumów i przypadkowych ludzi :) W Beskidach pyk na nocleg do schroniska, albo nocka na szczycie góry, całkiem inaczej się żyje.
To koniec pierwszej części drugiej możecie się spodziewać za 1.5 tygodnia, gdy wrócę z festiwalu PolAndRock. Cieszę, się że udało mi się chociaż tyle obrobić.
0 Komentarze