Tym razem zabieram Was do Czech, wyjazd nad którym długo myślałem.
Zacznę od tego, że udało mi się na niego zebrać ekipę, 3 panie się zgłosiły, więc 4 osobowa ekipa ruszyła w sobotni poranek do Skalnego Miasta Teplice.
Ruszyliśmy zielonym szlakiem z Teplic. Piękna jesienna aura towarzyszyła na początku, trochę było szaro i z chmur leciała lekka mżawka.
Na szlaku kompletne pustki, myślałem, że to po prostu mniej ciekawy wariant dojściowy, ale nagle zaczęły się pojawiać coraz bardziej urodziwe skały.
Szlak w pewnych fragmentach był obity deskami, które były bardzo śliskie, jako jedyny nie zaliczyłem upadku :D
Do Skalnego Miasta weszliśmy od boku, co wiązało się z darmowym wejściem. Niestety radość nie trwała długo, bo kasjerzy są cwani i chodzą w koło, i sprawdzają bilety. 50zł na 4 osoby to była dobra cena.
Same Skalne Miasto magiczne, wszystko ładnie porobione, tabliczki z nazwami skał przyciągały uwagę, bo człowiek od razu szukał czy faktycznie te spodnie są :D
Po wyjściu z atrakcji, wróciliśmy tak zwanym polsko-czeskim szlakiem, na którym nic nie było ciekawego :D
Następnie ruszyliśmy w kierunku noclegu w miejscowości Błażejów. Po drodze odwiedziliśmy wieżę widokową w Mieroszowie, ogólnie w takich warunkach, widoków to zbyt nie było, ale wokół tego obiektu jest parę ciekawych rzeczy.
Agroturystyka Cieślarówka w której spaliśmy świetne miejsce, za 55zł osoba, a wszystko w środku nowe, ciepło, aż byłem w szoku :D
Pizza w Lubawce bardzo dobra, choć podana przez dresów :)
2. dzień
Wstaliśmy wcześnie i ruszyliśmy trasą przez Czechy do miasta Semily.
Po drodze zaliczyliśmy Tesco, które jeszcze w Czechach żyje :D
Via Ferrata naprawdę nie mogłem się doczekać tej nowej aktywności. To kolejny etap w mojej górskiej przygodzie, choć niestety możliwości wyjazdów są ograniczone, bo wszędzie daleko. Dziewczyny z którymi jechałem były już doświadczone wyjazdami w Alpy.
Ferrata była położona na uboczu miasta, na jednym kompleksie skalnym.
Były 3 trasy (łatwa, średnia i trudna). Skala trudności żelaznych dróg jest od A-F, więc tutaj mieliśmy dosyć szeroki zakres.
Obok ferraty jest wybudowana piękna trasa turystyczna takim mostkiem nad rzeką, polecam się tu wybrać :D
Zaczęliśmy najprostszą drogą, tylko ona zaczyna się w lesie, ale jest też skrót przy tabliczce startowej, no i początkowo myśleliśmy, że idziemy normalnie tym niebieskim o skali trudności A/B :D ,a to było naprawdę już lekko C czy więcej. Skała była mokra, choć od rana nie padało. Szedłem przedostatni, ta pierwsza ściana mnie trochę przeraziła, bo nie należała do najprostszych i tak sobie myślałem, że jak to ma takie niskie oznaczenie to co będzie dalej xD Na szczęście gdy weszliśmy na odpowiednią drogę zaczęło się robić przyjemniej.
Uczyłem się na spokojnie techniki wspinaczki. Bardzo asekuracyjnie na początku sobie wchodziłem, żeby się rozkręcić. Na górze był umieszczony taki "żelazny mostek", taka jedna z większych atrakcji. Nie bałem się, ale adrenalina była :D
Zejście lasem i teraz przyszedł czas na trasę czerwoną.
Tutaj już zaczęło mi się podobać i zacząłem prowadzić, naprawdę złapałem niezłą frajdę, zaczęło mi to sprawiać wielką przyjemność. Parę ścianek, wszystko było naprawdę super.
Nad ostatnią trasą myślałem, przed wyjazdem były tam fragmenty z trudnością "E", 2 dziewczyny zrezygnowały, a ja tak myślę, ten początek z E mogę sobie obejrzeć i zrezygnować, a ten koniec można obejść. Tak więc ruszyłem. Ten najtrudniejszy odcinek był bardzo siłowy, chociaż miałem ze sobą lonżę odpoczynkową, na której mogłem się uwiesić i odpocząć, bądź złapać lepszą pozycję. Aż byłem dumny z siebie, że kupiłem to opcjonalne wyposażenie, bo naprawdę się przydało.
10 letni chłopak też był na tej trasie wraz z przewodnikiem, puścili mnie przodem na jednym z fragmentów.
Doszedłem do ostatniego fragmentu gdzie było rozejście na podejście "A/B" i ścianę z przewieszeniem ocenianą na "E"
Za mną, z pewnym odstępem była koleżanka, więc stwierdziłem, dobra idę spróbować to "E" :D
To było najtrudniejsze wyzwanie wspinaczkowe w życiu, łapiesz się tu, potem jednak tak, a potem jeszcze inaczej. Ile w to siły musiałem włożyć to masakra, miałem momenty gdzie już brakowało mi pomysłów, ale zawsze coś udało się wymyślić. Uważam i tak, że robiłem to z duża asekuracją, jakbym miał większą pewność na dany wariant, to by to szło lepiej. Duża moją zaletą, jest mój wzrost i długie nogi, które bardzo mi pomogły. Naprawdę czułem się dumny, gdy udało się mi pokonać tą trasę.
Koleżanka puściła się ze mną i na samym końcu musiał jej trochę pomóc przewodnik, który szedł za nami :D
Jak na pierwszy tego typu wyjazd jestem bardzo zadowolony, następny via ferrate planuje wiosną w 2 miejsca, a latem może kolejny pierwszy górski "raz" z tym związany.
0 Komentarze