Piękne jest spełnianie swoich tatrzańskich marzeń CZĘŚĆ 3/4

DZIEŃ 5 
Jagniecy Szczyt  To mój pierwszy wyjazd na Słowacką część Tatr. Chciałem sprawdzić czy faktycznie tu jest bardziej dziko i spokojnie. Udało mi się zabrać 2 dziewczyny, ogólnie później się okazało, że jedna z nich jest w Poznańskiej Grupie "Górski Łazik", którą możecie zobaczyć na paru moich relacjach. Parking przy Kežmarská Biela voda (nie wiem czy pisać po słowacku czy spolszczać niektóre nazwy :D) kosztował 10 euro. Przyjemna ilość ludzi, pogoda dopisywała. Początkowo spory kawałek lasem, tutaj też wyprzedziłem dziewczyny, żeby nadrobić czas wejścia na Jagniecy. Veike Biele Pleso od razu pokazuje różnice między Polską a Słowacką częścią Tatr. Stawiki mają swój urok Dalej zaczęły się widoki na najwyższe szczyty: Łomnicę czy Pyszny. Dalej pierwsze moje schronisko Słowackie czyli Chata pri Zelenom plese, nie mając czasu na posiedzenie, ruszyłem od razu na Jagniecy. Tutaj od początku podejście z korzeniami i kamieniami we wszystkie strony. Cervene pleso ładny staw z czerwonymi kamieniami. Miejscami trzeba było przechodzić po śniegu, strasznie ślisko. Szlak przechodzi przez główną grań i tam mamy nietrudne podejścia z łańcuchami, potem trochę wspinaczki i już szczyt 2229m n.p.m. Ogólnie panuje tu dowolność w wyborze trasy przejścia, każdy chodził jak mu się podoba, co też wynika ze stanu jakości szlaku. Ciężko też później przez to nadrobić czas na zejściu, trzeba cały czas uważać. W schronisku zrobiło się więcej ludzi, ale wiadomo, że nie ma tu porównania z Polską częścią. Zejście już razem żółtym szlakiem, miejscami dość nawet widokowym. Na parkingu przed 15:00, ale godzina drogi autem robi swoje. Dobrze, w sumie, że nie zdecydowałem się na dłuższą wersję, przynajmniej odpocząłem trochę. Jak na pierwsze spotkanie ze Słowacką częścią to bardzo fajnie, na pewno w tej rejon jeszcze wrócę :D 21.7km 1538m przewyższeń DZIEŃ 6 Dolina Jaworowa - Lodowa Przełęcz - Czerwona Ławka - Zbójnicka Chata - Polski Grzebień - Dolina Białej Wody 
 Czas na moją tatrzańską wyrypę. Wystartowałem od Tatrzańskiej Jaworzyny koło 7:00 rano. Początkowo sama asfaltowa droga, parę osób na szlaku, które szybko wyprzedziłem. Takie trochę dzika droga nad Morskie Oko Pod muranom było rozejście, już na kamienistą trasę. Już tu Dolina Jaworowa zaczęła mi się coraz bardziej podobać, później było już tylko lepiej. Szlak w dobrym stanie, piękna roślinność. Jak jesteśmy w dolinie Jaworowej to i muszą być i Jaworowe Szczyty Najgorsze tylko było to podejście na 3 razy do Lodowej Przełęczy 2376m n.p.m Łomnica Na przełęczy widziałem ludzi kierujących się na Lodowego, zejście w tragicznym stanie, dużo sypkiego kamienia. Idę sobie tak w dół patrzę, ludzie podchodzą do kolejnej przełęczy myślę sobie, kurde znowu będzie tak stromo. Wędruje, zauważam 2 łańcuchy od dołu i o dziwo stalową linę i klamry. Przecież to Via Ferrata, a jedyna w Tatrach jest na Czerwonej Ławce. Wchodzę szybko w mapę, nic, przybliżam jest kropka Czerwona Ławka :o-o :haha :haha Nieświadomie sam się wprowadziłem na ten słynny szlak. Byłem w szoku, zrobiło mi to dzień. Od razu full energii i w górę. Po pierwsze podobało mi się to, że były różne warianty wejścia, raz korzystałem z jednego łańcucha, potem z drugiego, ale zdarzało mi się iść całkowicie obok. Lubię mieć tą dowolność i możliwość decyzji. Po orlej perci ciężko mi oceniać trudność, bo wszystko się łatwe zrobiło, były momenty trudniejsze, ale jak najbardziej do przejścia. Wspinam się i jakiś typ do mnie po angielsku: jak myślę jaki wariant jest łatwiejszy, potem jakiś ojciec z dzieckiem na zejściu też po angielsku się pyta, który wariant jest bezpieczniejszy. Poczułem się jakimś specjalistą :D :D :D, ale faktycznie w dół było niebezpiecznie po sypkim kamieniu. "Hory bez hranic" brały udział w inicjacji Via Ferraty, a Góry bez granic? :D Tutaj udało mi się dostrzec cel kolejnych wypraw czyli Slawkowski Szczyt. Widzę, że kozica tak jak ja, lubi skakać, po dużych głazach Kolejne Plesa tylko dodawały uroku "zbójnickiemu spadowi". Oj podobało mi się tu, znowu trochę po śniegu i hyc szybko do schroniska. Zbójnicka Chata 1960m n.p.m chyba tak wysoko w schronisku nie byłem. Po 17km czas na odpoczynek. Ludzi było do wytrzymania, było gdzie usiąść. Zostało mi 5 euro w portfelu patrzę co mogę kupić za to, no jest zupa dnia, kapuśniak (nie chciałem go), a reszty nie rozumiałem. Pomyślałem, że jak powiem zupa dnia, to mi coś dadzą :) Zamawiam zupę dnia, a typ mi zaczął wymieniać po słowacku różne zupy, połowy nazw bym nie powtórzył, ale zrozumiałem coś o fasoli, więc wziąłem to xD Faktycznie dostałem fasolówkę, duża porcja i do tego świeżutki chlebek. Czarna fasola, czarna kiełbasa i boczek i warzywa, świetna zupa, jak w domu :D Po uzupełnieniu brzucha ruszyłem dalej, spotkałem kolejną kozicę. Rohatka jak najbardziej na plus, miejscami ciasny przesmyk z klamrami i łańcuchami. W pierwotnym planie miałem wejść na Mala Vysoką, ale już od Lodowej Przełęczy wiedziałem, że raczej nie ma szans na to, za mało czasu, kilometrów jeszcze sporo. Postanowiłem podejść pod Polski Grzebień z ciekawości, interesującymi drewnianymi schodami, Gerlach na wyciągnięcie ręki. Odtąd się zaczyna Droga Martina na Gerlach Spotkałem tutaj jak i przy Zamrzutym, Litvorovym pleso polaków, którzy robili sobie wycieczkę z doliny Białej Wody i nią wracali. Czy warto? Stawy urokliwe, również tutaj najlepsze według mnie widoki na Rysy, Vysoką, Niżne Rysy. W końcu widać, że Rysy są wyższe od swojego brata :P Wszystko jest fajnie póki się nie wejdzie do lasu i trzeba przejść 10km. Miejscami miałem już ciężko. Nie wiedziałem, że w Tatrach jest miejsce gdzie można się rozbić namiotem. W wakacje można to zrobić w Taborisko na polanie pod Vysoką. Trochę dalej chyba chatka kogoś z pracowników, facet sobie leżał na fotelu na tarasie przy domku, temu to dobrze było :) Są miejsca na tym szlaku gdzie widać ludzi idącym szlakiem nad Morskie Oko. Po zrobieniu 33km znalazłem się w Palenicy i musiałem dotrzeć do auta. Próbowałem złapać stopa, ale ani Polacy, ani Słowacy nie chcieli się zatrzymać. 2.6km jeszcze po asfalcie mi doszło. Do samochodu dotarłem przed 21:00 To była niezła wyrypa :D 35.6km 2400m przewyższeń. DZIEŃ 7 Hala Stoły - Smreczyński Staw Tak jak codziennie wyruszałem bardzo wcześnie na szlak, tak jak teraz budzik mi zadzwonił włączyłem drzemkę i wstałem dopiero po 08:00 rano. Musiałem wybrać trasę na odpoczynek. Busik i pyk do Kir, ruszyłem w dolinę Kościeliską. Ludzi o dziwo nie było tak dużo, a tym bardziej na szlaku na Hale Stoły. Lubię takie miejsca, gdzie idziesz w grupie i jako jedyny skręcasz w jakąś nieznaną nikomu trasę. Początkowo widoków tu nie było, dopiero później na polanie mogliśmy zobaczyć np. Czerwone Wierchy. Myślałem, że na zabytkowych chatkach to już koniec szlaku, ale jeszcze kawałek było podejścia, szkoda, że na końcu nie ma ławki, bo nie było gdzie zjeść śniadania :D Dalej poszedłem do Schroniska Ornak, w którym nie miałem jeszcze przyjemności być, oczywiście tłumy, więc chwila i mnie nie było. Jakoś tego dnia mi się ciężko szło, na szczęście nad Smreczyński Staw, to było ostatnie podejście :D Sam staw powiedzmy, że w porządku, Słowackie bardziej mi się podobały :P Potem prostą drogą do Kir i miałem sporo na czasu na odpoczynek, który polegał na leżeniu na łóżku przez resztę popołudnia i wieczoru. 17.3km 903m przewyższeń

Prześlij komentarz

0 Komentarze

Ad Code

Responsive Advertisement