Siema Dość późno dowiedziałem się o tym, że będę miał wolne 4 dni. Moim planem pierwotnym były Góry Stołowe. Dzień przed wyjazdem o 10:00 (na 14:00 jechałem jeszcze do pracy) pakowałem się i nagle mnie olśniło. Czemu by tu nie jechać w Beskid Żywiecki :o Szybko raz, dwa mapa turystyczna, patrzę nocleg, jest jeden więc git. No to pora ruszać. 1. Dzień Wyruszyłem o 6:00 rano. Podróż spoko, 5h szybko przeleciało. Dojeżdżam do granicy w Korbielowie i robię kółko wokół parkingu wszystko zawalone, ludzie parkują po rowach, jakąś babkę 7 typa podnosiło, bo kołem w dziurę wleciała. Tak przez chwilę myślę, jadę na Słowację. 200m od granicy, patrzę jebitny parking, pusto i pięknie. Nawet naprzeciwko ścieżka, która się łączy ze szlakiem na Pilsko :D Na szlaku jak i ogólnie podczas wyjazdu, było dużo błota. Pogoda dopisywała, szlak na Pilsko przyjemny, ludzi dużo nie było. Wiele osób szło z biało-czerwonymi flagami. Widok na Tatry poruszył moje serce, kolejny raz w roku je widzę. Babia góra w pełnej okazałości Było trochę śniegu i lodu, nawet raczki by się przydały. Przynajmniej bym szybko mijał ludzi. Na szczycie zmarzłem, listopadowe słońce słabo grzeje. Schodziłem przez Halę Miziową. Tutejsze schronisko przypadło mi do gustu. Duży kompleks, w środku fajnie zorganizowane. Na dole byłem przez 16:00. Następnym moim celem był szczyt Lasek, który planowałem zrobić na następny dzień. Dojechałem do Koszarawy, skąd blisko tam na szlak. Nie było jeszcze ciemno i stwierdziłem, a idę na szczyt. Nie miałem noclegu na ten dzień, szykowałem się na nockę w aucie. Wiedziałem, że po drodze jest jakieś studenckie schronisko. Przez głowę przeszła mi myśl, że może się tam załapie, ale się nie nastawiałem na to. W trakcie drogi na górę zrobiło się ciemno. Dochodzę do chatki, cisza, świeci się jakieś facet leje w krzakach. Uznałem, że najpierw idę na szczyt, a potem wejdę tam po pieczątkę. Wchodząc spotkałem grupkę ludzi w wozach terenowych, którzy robili sobie ognisko. Zacząłem schodzić na dół, podobały mi się widoki miasta, znalazłem ucięte drzewko i zacząłem robić foty, zeszło mi sporo czasu i dalej schodziłem. W oddali widać Skrzyczne Patrzę w moim kierunku zbliża się grupa ludzi, podchodzą szybka gadka i zaprosili mnie do schroniska, żebym sobie podbił książeczkę. Oni szli do źródełka naprawić wodociąg. Stempel był na parapecie przed drzwiami, tak szczerze myślałem, czy tam wchodzić. Nie jestem dość towarzyską osobą, czasem się dość trudno integruje :) No, ale wchodzę, w schronisku lekki bałagan, w głównej sali siedziało może z 5 osób, no i gadka poszła. Ogólnie ta grupką okazało się być Tarnogórski Klub Taternictwa Jaskiniowego Namawiali mnie żebym został, ja tam zbyt nie chciałem. Ekipa wróciła, ale wody nie udało się naprawić. Ani nic za bardzo ugotować się nie dało, barszczu się nie dało zrobić, no lipa. Wtedy wpadłem na pomysł, że jak tak mnie bardzo oni namawiali, żebym został, to ja schodzę na dół po śpiwór i rzeczy i przy okazji po 5l wody, które miałem w bagażniku. Poleciałem biegiem, misja idealna dla mnie. (około 1.2km w jedną stronę) Z takim bagażem entuzjazm opadł, dawno takiego ciężkiego plecaka nie niosłem :) Noc w schronisku minęła mega, ciekawi ludzie, chatka miała mega klimat, ciepło, dobry alkohol, właściciel bardzo w porządku. 2. Dzień Wstałem na wschód słońca, niestety mgła popsuła atrakcje. Wróciłem do schroniska, wypiłem herbatę i zakończyłem przygodę w Chatce Elektryków, na pewno nam wrócę. Kolejnym celem był Jałowiec. Na szlaku pusto, trasa zadbana. Szczyt piękny, panowie remontowali szałas. Widziałem, że jest piecyk w środku, więc może kiedyś tam zagoszczę. Przyszedł czas na Police Żeby zrobić tam kółko, musiałem kawał trasy iść po asfalcie. Wybrałem trasę z mocnymi podejściami na początek. Na Czyrniec się szło mozolnie, ale potem było już ciekawie. Na zejściu z Czyrnca w kierunku Policy, miałem poślizg na błocie, na szczęście wylądowałem na trawie xD Widoki z Policy, piękne. Przy schronisku na Hali Miziowej był taras z widokiem i opisem panoramy Tatr. Fajnie się patrzy na szczyty, które się zdobywało latem. Powiem Wam, że jeden z najbardziej powtarzających się dźwięków z tej wycieczki był odgłosem piły motorowej. Ciągle gdzieś coś cieli. Hotel w którym spałem, to było dno. Bez kontaktu w pokoju i zimno, dobrze, że chociaż wifi było to mecz obejrzałem. 3. Dzień Pobudka 05:40, pojechałem na Przełęcz Krowiarki. Tutaj pojawił się problem, bo musiałem iść z 4km asfaltem (to i tak na skróty, pomijając zakręty) Ruszyłem i zacząłem łapać stopa, po 15 minutach przejechały tylko 2 ciężarówki i gdy miałem już schodzić na pieszy szlak po 20 minutach wędrówki, patrzę jedzie osobówka i udało się zabrać. Szlak przez Chatkę Polana oraz Cyrchel był stosunkowo płaski jak na przewyższenia, które miałem dzisiaj przebyć. Chatka Polana Podejście trochę jak na Wielką Rawkę Polana Karczmarczykowa to urocze miejsce Schronisko "Markowe Szczawiny" pełne, wbiłem tam tylko przybić pieczątkę, nie przypadło mi do gustu. Miałem wbijać na Babią Górę czerwonym szlakiem, bo myślałem, że o tej porze Akademicka Perć będzie zamknięta. Ciężko było znaleźć informację o tym. Tak obserwowałem jak ludzie idą, no widzę, że wchodzą na ten żółty szlak, to ja za nimi. No i tutaj się zaczęło pod górkę, normalnie jak w Tatrach. Czekałem za tymi łańcuchami, byłem ciekawy czy one tak tylko na pokaz, czy serio jest jakiś problem. Zaskoczyły mnie te skałki szczególnie ta drabinka mała, no jest niezła atrakcja. Na szczycie mocno wiało, dobrze, że jest ta ścianka z kamieni. Widoki super, ale nieźle przemarzłem. Na zejściu ludzi mało, rodzinki dopiero pchały się na górę. Na powrocie do domu musiałem przystanąć samochodem i zrobić zdjęcie tego pięknego zachodzącego słońca To był jeden z najlepszych moich weekendowych wyjazdów, praktycznie wszystko się udało. Powrót do Beskidu Żywieckiego mam zaplanowany na Maj. Podsumowanie Przebyte pieszo: 47km