Cześć

To będzie długa relacja, bo aż na 9 dni wybrałem się w tym roku i plany były ambitne. 

Więc w ogóle zanim zacznę, to chciałbym wspomnieć o zgrupowaniu zespołu, które trwało 5 dni i zaraz po nim następnego dnia wyruszyłem. Na takim zgrupowaniu tanecznym od rana do wieczora taniec, a wieczorem balanga, więc już w kość dostałem na start.

W podróż jechałem samemu własnym samochodem z zamiarem spania w aucie i w bazach namiotowych.  

No to...

Dzień 1

Wyruszyłem przed 7 no już lekko spóźniony wobec swojego planu. Pierwszym punktem były Góry Świętokrzyskie. No nie powiem byłem zaskoczony, bo te pagórki nawet ładne są w okolicach Kielc. 

Kościół Św. Katarzyny

Ludzi było nawet sporo w godzinach rannych, trasa była ładnie przygotowana. Szczyt został osiągnięty ekspresowo 614m n.p.m wrażenia nie zrobiło. Oczywiście musiałem iść troszkę dalej do skały Agaty, bo tam jest najwyższy punkt. Ten kawałek głazu to był taki spoko akcent, zaznaczenie, że jednak są to jakieś góry :D 

Już na początku powiem, że ja mam taką praktykę, że jeśli jest tabliczka z oznaczeniem szczytu, to ja i tak się rozglądam za najwyższym punktem i na niego wchodzę. Wejście na skałę Agaty dostarczyło mi ciekawego widoku, więc warto. 

Ciekawie ten szlak zrobili


Łysica


Skała Agaty

Po Górach Świętokrzyskich ruszyłem w góry Słonne. Miejsce, którego kompletnie wcześniej nie znałem. Teren ciekawy pagórkowaty (jeszcze wtedy jarałem się takim krajobrazem). Celem tych gór był Słonny Wierch płn - zach 668m n.p.m i jego bliźniak płd-wsch też 668m n.p.m

To są szczyty do Diademu Gór Polski, którego zdobywałem. No i tu się zaczęły dzikie góry. Północno-zachodni szczyt zdobywałem chodząc po zwykłej zarośniętej ścieżce, potem pnąc się na niego idąc po prostu lasem według GPS. Oczywiście szczyt bez widoków (jeden z kilkunastu :D), no ale satysfakcja była.

Wysokie haszcze na drodze

Krajobraz Gór Słonnych

Wchodzenie na bliźniaka było o tyle przyjemniejsze, że droga była krótka i znakowana, no ale niestety było błotko. Ludzi całkowicie brak. 

I tak na całym szlaku :o

Więcej oznaczeń już nie mogli zrobić :)


Góry Sanocko - Turczańskie, to kolejne pasmo do którego zawitałem. Ich najwyższym szczytem są Jaworniki 908m n.p.m Ogólnie to do wielu szczytów w tej wycieczce był problem podjechać wystarczająco blisko, często był brak jakiegokolwiek parkingu. Tutaj właśnie tak było, trzeba było zaparkować w trawie przy drodze.

Samo wejście na górę było takie sobie, oprócz wieży myśliwych i śladu stopy, to nic ciekawego mnie nie spotkało. 

Podobały mi się takie wyżłobienia



Co to za ślad wiecie ?

Tak zakończył się dzień 1

Nocka w aucie na fajnym parkingu :D


Podsumowanie

20.6km (Wszystko w przybliżeniu jak poza szlakiem)

841m przewyższeń


2. Dzień

Dzień zacząłem od Trohańca 939m n.p.m  (Pasmo Otrytu w Bieszczadach)

Droga po niego po płytach betonowych no masakra, za to parking to by było dobre miejsce na rozbicie namiotu.

Moje auto wszędzie podjedzie

Tu w końcu spotkałem jakiś turystów. Wąskie ścieżki, szczyt bez widoków, ale jakiś taki sympatyczny. Niedaleko jest Chatka Socjologów, gdzie płaci się pracą, ale, że czas to pieniądz, to nie dotarłem tam. 

Po tych góreczkach, czas było na królową Tarnice. Tutaj się nie zawiodłem. Ludzi było sporo, ale nie na tyle, żeby to w jakikolwiek sposób utrudniało wycieczkę. No naprawdę piękne widoki.



Tarnica

BdPN mocno przygotowało szlaki, wszystko powyznaczane, nawierzchnia porobiona, poogradzane dużo, no nigdzie indziej tego nie spotkałem. Robiłem duże kółko przez  Halicz, podobały mi się fragmenty szlaku prowadzące po zboczach góry. Nawet sporo opcji tam jest do schodzenia na grani, więc muszę tam wrócić. Końcówka tylko była po takiej szutrowej drodze, a potem asfalt, no tak na dobicie :)



Monotonna trasa

Kilka kilometrów dalej było wejście na Wielką Rawkę. No tutaj podejście odczułem. Fragmentami było dość stromo. Na szczęście widoki na szczycie były piękne. Zaciekawił mnie taki słup, wie ktoś może co to jest ?

Pierwsze trudy na wyprawie


Droga do szczytu się ciągła


Co to za słupek?

Kolejną moją zdobyczą był Łopiennik, było już trochę późno, ale postanowiłem się tam wybrać. 

Pusto na szlaku, pod szczytem ładna łączka, a na nim parę ciekawych rzeczy. W tamtym momencie zebrało mi się bardzo dużo myśli, była tam pewna tabliczka, która powiększyła refleksje, był też taki drogowskaz do pola namiotowego nieopodal. Chyba wtedy pierwszy raz mnie dotknęła taka samotność w podróży, bo tak myślałem, że mogłem by sobie pospać na takim polu namiotowym i trochę bardziej społecznie to wszystko zorganizować.




 Przy zejściu było już prawie ciemno. Tylu świetlików to jeszcze w życiu nie widziałem, aż straszne to było. 

Kolejna nocka w aucie. No i warto wspomnieć, że pogodę miałem naprawdę super :)


Podsumowanie:

40.3km

2355m przewyższenia


Dzień 3

Wstałem wcześnie i wyruszyłem na Wołosań 1071m n.p.m

Bardzo przyjemnie mi się szło, wybrałem krótszą trasę, bez schroniska. Bywały miejsca niezłego błota, ale nie narzekałem, chciałem skończyć te Bieszczady.

Przyjemne podejście



O Beskidzie Niskim słyszałem opinie, że nikt tam nie jeździ, że nie warto tam jechać, bo nic ciekawego nie ma, a moim pierwszym szczytem była Tokarnia i mi się właśnie mega spodobała. 

Spotkał mnie tam krajobraz górzystych łąk i podejście pod ten szczyt choć łagodne, miało swój klimat. Widoki polecam każdemu. Spotkałem gościa, który na ten szczyt wjechał samochodem,   ja też dałbym radę, ale nie po to tutaj przyjechałem ;) 

Długo czekałem na widoki



Tuż pod szczytem


Widok ze szczytu


W Beskidzie Niskim trochę sobie poluzowałem swój plan dając szansę na wytchnienie. 

Kamień nad Jaśliskami to miejsce gdzie dojazd stanowi pewien problem, sporo szutrowej drogi, parking również na dziko, stanąłem na kogoś polu :D Dowiedziałem, się, że tu odegrało się sporo historii I Wojny Światowej. Lubię takie miejsca, gdzie podąża się wraz z historią.  Szczyt był usypany kamieniami, a nieopodal była informacja, że Karol Wojtyła tutaj wchodził :D Z widoczkami dość słabo, na szlaku sporo powalonych drzew. 

W wielu miejscach tak było






Na nielegalu


Idąc w dół zorientowałem się, że kolejnego dnia mam opcje wejścia na Baraniec dłuższą drogą, ale ze startem w Agroturystyce Hajstra. Nabrałem motywacji i zbiegałem ze szczytu. Przed 19 byłem w samochodzie i tam ruszyłem. Miejsce było całkiem odcięte od świata w promieniu 8km zasięgu zero. Był to jakiś minus, no ale w końcu mogłem się porządnie wyspać na polu namiotowym.

Podsumowanie:

26.4km

1218m przewyższeń


Dzień 4

Wstałem wypoczęty i zacząłem wypad na Baranie. Po drodze mijałem ładny kościół w Hucie Polańskiej. Nawet nie wiedziałem, że jest tutaj Park Narodowy. Trasa szła wzdłuż granicy, na samym szczycie ładnie porobione, tylko Słowacy ścięli wieże widokową, bo groziła zawaleniu, szkoda, że nikt nie kwapi się do budowy nowej. 


Kościół w Hucie Polańskiej

Szlak w wielu miejscach przecinał granice

Powalona wieża widokowa


Gospodarstwo Agroturystyczne

Pojechałem z końca świata do drugiej części Magurskiego Parku Narodowego, żeby zdobyć Wątkową 846m n.p.m

Tu już ładnie kulturka wszystko porobione, straż parku była widoczna, na szlaku w końcu jacyś ludzie. Podoba mi się, jak przy szlaku są postawione jakieś informacje na temat parku, miejsca itp. Zawsze człowiek się czegoś ciekawego dowie, tutaj tak właśnie było. 

Kolejne miejsce odwiedzin papieża



Na koniec dnia zostawiłem sobie Lackową. Słyszałem o tym szczycie, że jest trudno i stromo. Patrząc po profilu myślałem, że może faktycznie na małym odcinku  człowiek się zmęczy. Widząc górę z daleka już wiedziałem, uwierzyłem, że nie będzie tak łatwo.  Jak ktoś nie docenia Beskidu Niskiego to zapraszam na Lackową . Na takie nachylenie to jeszcze nie miałem przyjemności wchodzić (Waligóra ma podobnie, ale tam jest krótko)

Szczyt graniczny, pieczątka na szczycie. Powinna być tutaj jakaś wieża widokowa, to byłaby to naprawdę fajna atrakcja.  


Samotny szczyt


Korzenie bardzo ułatwiały podejście




Kończąc Beskid Niski, natrafiłem w końcu na większą cywilizacja. Można było się obkupić w Biedronce i zjeść w normalnym lokalu. 

Podsumowanie:

26.9km

1387m przewyższeń. 


Dzień 5


Zaczęło się robić coraz ciekawiej. Rozpocząłem dzień wjeżdżając w Beskid Sądecki i zdobywając Radziejową. Wróciły piękne widoki. Ludzi było przyjemnie dużo. Wiele tutaj też tras rowerowych. Na samym szczycie duża wieża widokowa. Widoki sięgały aż do Tatr. 





W oddali Tatry


Wspomnę tutaj o moich stopach, codziennie rano miałem rytuał obwijania, plastry na mały palec u nogi i co 3 dzień na ten drugi, no i oczywiście plaster przyklejony na taśmę na stopę. Dbałem bardzo żeby odcisków nie było, choć miejscami się pojawiały. (Do tej pory widzę góry na moich odciskach :D) Ogólnie nadal jeszcze nie spadła na mnie kropla deszczu, ale upały były odczuwalne. 


Nadszedł czas na Pieniny, wcześniej starałem się nie sprawdzać fotek z miejsc i nie obczajać zbytnio trasy no i dobrze, bo wąwóz Homole był przepiękny, polecam tam jechać z rodzinką i zobaczyć. Chociaż miejscami dzieci blokowały mój szybki chód, ale się opłacało. W tym miejscu też skończyło się szczęście co do pogody. Nadciągała burza, choć było widać, że mnie tylko trochę mnie zahaczy. Nad polem namiotowym stwierdziłem, że idę dalej w górę. Przed szczytem zaczynało padać, szybka fotka i szybko schodziłem na dół. No i tutaj mnie złapała ulewa, która trwała z 20 minut. Oczywiście na takie warunki byłem przygotowany, ale też gęsty las dużo deszczu zatrzymywał. Grzmiało ładnie, ale pioruny w pobliżu nie uderzały. Gdy wyszedłem na polanę, przestało padać, a będąc już w wąwozie byłem już prawie suchy. Szczyt zdobyty, choć nie było czasu podziwiać widoków, będąc na górze. 






2 minuty przed oberwaniem chmury





No i w końcu doczekałem się, tego za czym czekałem najdłużej. Wjechałem w strefę panowania Dobromiła. Tutaj już zaczęły się normalne noclegi na polu namiotowym pod Krokwią - Polecam. 

Jeszcze w ten dzień wpadły Krupówki i oscypki :D

Podsumowanie:

21.9km

1347m przewyższeń


6 dzień:

Zaczęło się wstawanie wcześnie. O 6 rano wyszedłem z parkingu na Siwej Polanie. 

W wielu relacjach z Tatr przewijał się właśnie Grześ, Wołowiec, więc musiałem na to poświęcić 1 dzień. Powiem, że wolę chochołowską asfaltową drogę niż tą do Morskiego Oka. Schronisko podobało mi się, ale nie było czasu posiedzieć, trzeba było iść w górę. 


Schronisko w Dolinie Chochołowskiej


Zaczęły się w końcu prawdziwe podejścia. Droga na Grzesia była w słabym stanie. 

Widoki były naprawdę piękne, no nie doceniałem tej części Tatr. Szlaki po szerokich graniach miały swój urok. Zapowiadał się naprawdę spoko dzień, tylko na Rakoniu złapała mnie mocna ulewa i cały zmokłem. Przez cały dzień, była mżawka i wiał mocny wiatr, więc miejscami było nieprzyjemnie. Trasy oczywiście nie skróciłem :D Bedąc na Wołowcu zobaczyłem swój przyszły wspaniały cel - Rohacze. No jest to dla mnie priorytet w przyszłym roku :) Tak chodząc z górki na górkę uświadomiłem sobie dopiero, że te Tatry Zachodnie są dość wysokie, tu 2000, tam 2000 i więcej. Bywały miejsca, gdzie trochę trzeba było technicznie pochodzić. Podejście pod Jarząbczy Wierch nie chciało się skończyć, dostałem tam nieźle w kość. Starobociański Wierch to było jak wejście do nieba, prosto w chmury. W ogóle ten szczyt miałem do zdobycia do Diademu, tylko na samym szczycie nie było tabliczki, no i robiłem foty ze słupkiem granicznym :D 





Schodząc w dół spotkało mnie jedne z najpiękniejszych zjawisk, no napatrzeć się nie mogłem na te chmury odbijające się od skał. Zejście do Doliny Chochołowskiej czarnym szlakiem to był ból dla kolan. Byłem na dole zmęczony, ale szczęśliwy. Oscypki na dole były przepyszne.






Trasa:

7 Dzień:

Pora na Tatry Wysokie

Czekałem na dzień, gdy się trochę powspinam. 

Nadszedł czas na Świnicę. 

Wyruszyłem z Kuźnic wcześnie rano, do Czarnego Stawu Gąsienicowego. Pamiętał jak byłem pierwszy raz w Tatrach to tam byłem i podziwiałem te szczytu wokół, no i w końcu nastały dni, gdzie zaczynam tam wchodzić :D


Widok na Kościelec

Czarny Staw Gąsienicowy

Na podejściu pod Zawrat spotkały mnie małe kolejki (w sumie największe z wyjazdu), ale też doczekałem się w końcu łańcuchów i trudniejszej technicznie trasy. Lubię takie szlaki, bo wtedy człowiek całym sobą jest skupiony na wspinaczce i chwila trwa. Na Zawracie jeszcze więcej ludzi, plus był taki, że mało osób się kierowało na niedawno otwartym przejściu na Świnicę. Większość szła na Orlą Perć, albo już schodziła do 5 Stawów. Widoki pierwsza klasa. Łańcuchy choć było ich dużo, to trasa nie była jakoś trudna. Obyło by się bez nich. Na szczycie sobie trochę posiedziałem jak lubię i ruszyłem do Kasprowego.


Tym wyżej, tym większa kolejka





Taternicka Świnica (jeśli się nie mylę) 




Na Liliowym zamieniłem najdłuższą rozmowę z ludźmi od 6 dni. Taka parę pod 50, wypytywała się o szczegóły na górze i wokół.

Na Kasprowym tłumy, co ciekawe TPN ma teraz akcję, że w najpopularniejsze punkty posyła przewodników, którzy opowiadają ciekawostki o danym miejscu, widziałem zainteresowanie duże zainteresowanie ludzi. Popieram takie akcje.





 Zejście z Kasprowego uciążliwe, dopiero na Myślenickich Turniach zrobił się spokój. Na Nosalu kiedyś tam już byłem, ale to było dawno, więc postanowiłem się przejść, tak na dobicie. Nawet mi ta trasa zaimponowała, widoczki ładne, nawet półka skalna się trafiła. Tak zakończyłem ten dzień.




Trasa:

8 dzień

Długo czekałem na ten dzień, tak więc o 5 rano ruszyłem na Rysy.

Asfalt nad Morskie Oko, jest dla mnie najgorszym szlakiem w Tatrach. O tej godzinie plus był taki, że było w miarę pusto. Udało mi się spotkać tego słynnego jelenie co go ludzie oswoili. Podeślę Wam filmik, nawet się nie zatrzymywałem przy nim.



Dla rodzinek polecam się chociaż przejść do Czarnego Stawu nad Rysami, inna perspektywa Morskiego Oka zawsze spoko. 



Ten strumyk tak pięknie falował na wietrze

Czy to na podejściu czy na zejściu nie narzekałem wcale nie kolejki, praktycznie zawsze miałem luz przed sobą.  Do Buli nad Rysami trasa się ciągła, słońce grzało, roztapiało resztki śniegu.



Śnieg już nie stanowił problemu


Podejście na łańcuchach aż mnie  trochę zawiodło, bo myślałem, że będzie trudniej. Jak już wyżłobili w kamieniu dziurę, no to łańcuch mogli by sobie podarować :) Frajdę miałem dużą, jedyne miejsce gdzie poczułem ekspozycję to było przy ostatnim podejściu przy lekkim wypłaszczeniu. 



Moment największej ekspozycji


Ponad 2400m n.p.m robiło duże wrażenie.  Na szczycie siedziało więcej Słowaków niż Polaków. Nie mogłem sobie podarować wejścia na Słowacki wierzchołek żeby przekroczyć granicę 2500m n.p.m

Na górze, zeszła prawie godzina. Zejście się tak ciągło na tych łańcuchach, patrzyłem tylko kiedy koniec. 



Polskie Rysy





Potem to już był luz, do Morskiego Oka szybko zleciało. Wbiłem pieczątki w schronisku, o dziwo kolejek nie było i jak zwykle schodziłem bardzo szybkim tempem do Palenicy.

 5 minut rano przede mną wyszedł taki pan i jak wróciłem to 5 minut po mnie przyszedł. Po drodze się mijaliśmy parę razy :) Dziwi mnie też postawa ludzi, których po 13 mijałem (no gdzieś po 12 musieli być przy stawie) na szlaku na Rysy. Chmurzyło się, a oni na szczyt idą. 

Pogoda na następny dzień zapowiadała deszczowo i burzowo. No to niestety musiałem sobie odpuścić Żleb Kulczyńskiego i Granaty, bo przy mokrej skale i słabej pogodzie, wchodzenie tam byłoby nieodpowiedzialne. Pojechałem więc pod parking na Gorce. W nocy była mocna burza, aż mi przez uszczelkę deszcz pociekł do auta.

Trasa:



9 dzień:

Rano do 8 czekałem, aż przestanie padać. Wychodziłem z myślą, że z pewnością zmoknę. Szlak płynął cały, do tego zaczęło mocno padać, byłem cały mokry. Buty pływały, ale ja się nie poddawałem i wchodziłem wyżej.


Dobrze, że zabrałem drugą parę butów, którą mogłem zniszczyć właśnie tak


W końcu się wypogodziło, jeszcze udało mi się zobaczyć Tatry w oddali i trochę wysknąć. 


Ogólnie szlak na Turbacz prowadzi przez schronisko i trzeba zrobić taki łuk, no to ja sobie skróciłem trasę jakąś ścieżką i nadrobiłem kawałek. Na szczycie w sumie nic ciekawego nie było, ale uznałem, że pora iść w schronisku posiedzieć, chociaż raz na całą wycieczkę.




 W restauracji praktycznie pusto, na spokojnie można było sobie zjeść.  Jedzonko pyszne. Oczywiście przy zejściu znów zaczęło padać i znowu zmokłem, ale już mi to nie przeszkadzało. Chyba już zauważyliście, że ja jestem z tych, co tym trudniej tym lepiej xD 

Wziąłem to co najbardziej lubię, nie myśląc, że to może być średnie połączenie :)


W oddali widać Tatry



Jak już wyjeżdżałem z Gorcy to cieszyłem się, że już koniec górzystych dróg, pragnąłem tego nizinnego krajobrazu. Po drodze niespodzianek nie było i dotarłem po tylu dniach do domu.

Aaaa i myślicie, że sobie odpocząłem po wyprawie. No nie, wieczorem szybko rzeczy do prania, sprzątanie w samochodzie i następnego dnia piątek o 13 jechałem na festiwal w Jarocinie z ekipą. Do domu wróciłem w poniedziałek w południe i dopiero wtedy mogłem wypocząć :D


Podsumowanie: 

12.5km

598m przewyższeń.



[b]STATYSTYKI CAŁEGO WYJAZDU[/b]

9 dni

230km - Pieszo

14000m - Przewyższeń

1660km - Samochodem

19 Szczytów Diademu Gór Polski

6 Szczytów Korony Gór Polski

6 Odwiedzonych Parków Narodowych


Długo się nie mogłem zebrać do tej relacji, ale się udało. Nie jestem mistrzem opowiadania, a tutaj tego było tak dużo, że ciężko jakieś szczegóły przytaczać :) Zdjęć nie obrabiałem. Wszystko robione  telefonem. Z pewnością taka wycieczka już w moim życiu się nie powtórzy. Naprawdę sporo zobaczyłem, te wszelkie przygraniczne wioski to naprawdę był taki mały koniec świata. W tamtym roku pisałem o planach i miałem przekonanie, że pojadę tylko w Tatry. Jak widać dużo się zmieniło. No i dobrze, że postanowiłem poznać te góry małe i duże. Nabrałem do nich szacunku.  W przyszłym roku są plany na dalszy ciąg Diademu Gór Polski (Beskid Wyspowy itp) oraz z pewnością Tatry (Rohacze, Orla Perć, Przełęcz nad Chłopkiem) 

Publikuje zaktualizowaną mapę moich zdobyczy w Tatrach i trzeba będzie się tam wybrać w końcu zimą i pochodzić po dolnym reglu. Po tych wszystkich tegorocznych zdobyczach, moja ulubiona góra nie zmieniła się. Kościelec <3



Dzięki za przeczytanie, a teraz pora na przerwę od gór :D