Wakacje w Dolomitach Cz.2

Dzień 4
   
 Czas na słynne Tre Cime czyli 3 siostry. "Składa się z trzech głównych szczytów: Cima Ovest, Cima Grande, Cima Piccola oraz dwóch mniejszych turni: Piccolissima i Punta di Frida" Całość można sobie sporo skrócić wjeżdżając na górny parking za bodajże 40 euro. Dobry biznes tutaj mają :D Zaczynamy już od 2320m n.p.m więc widoki są z nami od razu. Tłumy ludzi również. Początek trasy to trekking do większych atrakcji, że tak to ujmę. Sióstr jeszcze nie widać, ale idzie się bardzo przyjemnie. Nie doszedłem jeszcze do jednego schroniska, a już z daleka było widać drugie, w sumie na trasie miały być 3. No to sporo na te kilka kilometrów. Kolejny już raz zwierzęta, które luzem sobie chodzą, zostają największa atrakcją dla ludzi. Ja stwierdziłem, że z krową, to już selfie nie będę sobie robił, za to inni nie wybrzydzali.  
 Urocze są te schroniska, chociaż w sumie przez cały wyjazd nic w żadnym nie kupiłem, nie zaglądałem nawet do środka. Wiecie jak to ja mam (kiedyś tak z polskimi miałem) Najlepsze jest to, że ciężko było złapać w kadr główną dzisiejszą atrakcje, za duże i zbyt blisko były te masywy skalne. Przez chwilę podążałem w grupce, gdy za chwilę znów iść sam. Tak z góry patrzę polana na której jest pełno kamyczków poustawianych w napisy. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to szukanie polskich słów. Oczywiście jestem dumny z naszych :D    
 Z góry nareszcie udało mi się je uchwycić :D Wydawało mi się, że byłem pierwszy przy drugim schronisku zaraz przy nim było rozejście na Via Ferrate. Stwierdziłem, że położę, się przy ścieżce na pewno będą musieli mnie minąć. Tak leżałem godzinę i coś mi zaczęło nie pasować, na szczęście zauważyłem grupkę naszych, którzy wbijają się na skałki skrótem :D  
 Założyłem sprzęt do ferrat i zaraz potem trzeba było włożyć czołówki, bo początek był w długich ciemnych tunelach, które moim zdaniem były lepsze niż Tre Cime. Nigdy wcześniej po takich specyficznych miejscach nie chodziłem. Tunele z czasów wojny, wiele okien w nich to stanowiska strzeleckie. Fotek brak :o Ferrata była tutaj lepsza niż wszystko co spotkałem drugiego dnia. Było można się choć trochę pobawić, choć to była wciąż trudność B, czyli żadna :D Rozdzieliliśmy się, jedni poszli od razu na dół drudzy, poszli na szczyt Monte Paterno, wznoszący się na wysokość 2746 m n.p.m Kolejna akcja ratownicza, widziałem jak kogoś tam zabierali do helikoptera. Tutaj schodziłem sam, nie chciało mi się czekać za resztą i postanowiłem gonić tych co nie zdobyli szczytu, na horyzoncie ich widać nie było :) Szlak był tutaj bardzo ciekawy. Biegł przy ścianie, bywało czasem wąsko, ale cały czas widokowo, wcinał się często w skały, było wiele takich małych przejść. Gdy zauważyłem następne schronisko i trasa zejściowa była bardzo optymalna, to sobie zbiegłem na dół, żeby dołączyć do grupy przy schronisku. Potem już razem ostatni odcinek pokonaliśmy równie szybko.  
 Za zakrętem był już koniec. Gdybym był sam to z pewnością inaczej był kombinował przejście tej trasy, zahaczając tylko o te najciekawsze punkty i z pewnością omijając parking za 40 euro xD Najważniejsze, jednak, że była dobra pogoda i udało się wykorzystać dobrze ten dzień.

==============
Dzień 5
   
 Zaczęliśmy z parkingu Passo Giau. Jak widać zrobiło się pochmurno. Na tą trasę miałem pomysł taki, wszyscy idą dołem szlakiem 452, a ja sobie przedłużam idąc na Nuvolau 2574m n.p.m. Swoim szybkim tempem szedłem sobie pustym szlakiem licząc na to, że na górze nie spotkają mnie tylko chmury.
   
 Chociaż wysokość robi wrażenie jest to złudne. Jakieś 300m przewyższenia po fajnych skałkach nie przyniosło większych trudności. Co ciekawe jest tutaj poprowadzony jakiś kawałek prostej Via Ferraty. Spotkałem ludzi w sprzęcie w kaskach, a ja tak na cywila mknąłem bez niczego xD  
 Spodobało mi się bardzo takie wielkie kamienisko/płaskowyż przed szczytem. Szlak prowadził wszędzie byle dojść do góry.  
 Jak widać ludzi na szczycie sporo, a to wszystko przez to, że tam idzie normalnie kolejka. Elegancko osadzone schronisko na szczycie. W takim z pewnością chciałbym przenocować :D Widoki się odsłoniły dopiero po drugiej stronie, ale wciąż do perfekcji sporo brakowało. Ja się raczej nie zatrzymywałem, chciałem szybko dołączyć do grupy. Zejście okazało się bardzo proste dosłownie chwila, a dołączyłem do głównego szlaku. To było dosłownie jakieś 100m w dół. Odnalazłem parę osób z ekipy i ruszyliśmy w kierunku muzeum Wielkiej Wojny. Skałki tutaj były cudowne :D  
 Tutaj wszystko odrestaurowane, był główny szlak a od niego odnosi z bunkrami, ścieżkami w okopach itp.
 
 Co do tych skałek, było ich tutaj całkiem sporo tak samo jak było wsporo wspinaczy, których można było podziwiać z bliska. Do tego muzeum prowadzi kolejka z dołu, jest też schronisko, więc dostęp był tu wszędzie łatwy.
  Tak w pewnym momencie to okopy nie chciały się skończyć idziesz 10 minut takim szlakiem, bez oznaczeń i się zastanawiasz czy się nie porąbałeś, mieliśmy spore wątpliwości, ale na szczęście udało się wyjść na asfaltową drogę rowerową. Prognozy pogody mówiły o opadach, więc zejście było dość szybkie. Zaczęło przelotnie padać, na całe szczęście mojej małej grupki, zdążyliśmy przed najgorszym. Tak z pół godziny czekaliśmy za kolejną ekipą, żeby dopełnić pierwszego busa i móc jechać. Tak kolejny dzień sobie zleciał i całe popołudnie znów dla nas. Pojechaliśmy tym razem na nowy camping. Nasi sąsiedzi byli z tego powodu bardzo ucieszeni. A tu Wam pokażę zdjęcie z powstawania naszego mandżura.

Prześlij komentarz

0 Komentarze

Ad Code

Responsive Advertisement