Dzień 6
Miał być to duży trekking jednak pogoda zdecydowała inaczej. Cały dzień praktycznie lało. Zdecydowaliśmy się podjechać kawałek do Predazzo.
Malownicze miasto w Trydencie-Górnym. Znane Polakom ze skoczni narciarskiej. W centrum niewiele jest zwiedzania. Jedną z największych atrakcji jest Muzeum Geologiczne Dolomitów. Ja wybrałem się zobaczyć kościół św. Filipa i Jakuba, został on zbudowany w stylu gotyckim.
Tak chodziliśmy z lokalu do lokalu, tutaj na lody, a tam na pizze z blachy. Kurde za 2 euro zajebista pizza :D
A tu sama skocznia. Jest to jedna z ulubionych dla Polaków gdzie zdobyliśmy wiele medali. Już niedługo zobaczycie ją w telewizji na igrzyskach.
Żeby jeszcze cokolwiek zobaczyć podjechaliśmy na pobliskie jezioro, ale 20 minut i znów padało.
To tyle, wróciliśmy do namiotu i tam żeśmy przetrzymywali ulewy. Ciężko coś więcej napisać o tym dniu. Tak to już bywa na wyjazdach. Chociaż myślę, że gdybym był sam, to i tak bym gdzieś po górach chodził xD
=================== ===============
Dzień 7
Kolejny dzień bez pogody w którym próbowaliśmy gdzieś wybyć choć na chwilę.
Dziś dominował widok na Rotwand 2806m n.p.m.
Dlatego, że wybraliśmy sobie na cel wyjście na punkt widokowy. Prosta droga w te i z powrotem w te skałki.
Tradycyjnie na szlaku spotkaliśmy zwierzaki xD
Te 2 niebieskie fury na parkingu to Nasze :D
Kino w górach :D
Choć na zdjęciach jest widoczne słońce, niestety co jakiś czas padał przelotny deszcz. Powiem, że miejscami było tutaj dość sporo na 3.5km 550 przewyższenia to trochę jest.
Szlak pod koniec prowadził niezłymi zakosami w dodatku był średnio oznaczony, samą końcówkę musieliśmy sami ogarnąć. Nawet jakiś łańcuch się trafił, żeby się asekurować na punkt widokowy, który był fajnie zrobiony z ławeczką. Była też tabliczka Poppekanzel Pulpito 2328m n.p.m.
Trasę na dół skróciliśmy sobie idąc łąką pod wyciągiem, na dole zaczęło znów padać. Posiedzieliśmy sobie jeszcze w restauracji w oczekiwaniu i zjadłem sobie panini. Takie sobie było xD
Jak widzicie takie dni idą bardzo szybko, nawet nie miałem czego fotografować, ale nie narzekałem raczej na wycieczce miałem wywalone i dostosowywałem się pod wszystkich.
W deszczowy wieczór wybraliśmy się na saunę i jacuzzi, na wyłączność dla kilka osób z grupy wychodziło 5 euro za godzinę, no kurde jak za darmo :D
Dzień 8
To ostatni dzień na szlaku. Niestety znów pogoda nie dopisywała. Nie poddawaliśmy się, złożyliśmy obóz i ujechaliśmy kawałek i ruszyliśmy.
Ludzie mnie często pytają dlaczego tak szybko chodzę. Tu prezentuje wam przykład. Ja suchy siedzę sobie pod dachem i czekam za resztą ekipy, która sobie tak trochę moknie :D
Mimo warunków schronisko pełne, czekaliśmy aż pogoda się ustabilizuje. Gdy zrobiłem zdjęcie na początku, to tych szczytów przede mną nie było widać.
Kolejny dzień z Krowami :D
Takich głównym punktem dzisiejszej wycieczki było schronisko Geisleralm położone na 1996m n.p.m. Ludzie kojarzą je z takimi wielki drewnianymi leżakami. Jeszcze jeszcze taki duży plac zabaw. Mnie najbardziej zainteresowało mini zoo z kózkami :D

Ile ja tego piwa wypiłem podczas tego wyjazdu, to nie chce tego wiedzieć.
Szczerze, już chyba to był odpowiedni dzień na odjazd, nawet pomimo tych niewielu kilometrów byłem już przemęczony. Pragnę przypomnieć, że przed Włochami byłem tydzień w Bieszczadach i tam było grubo, ale o tym już niedługo ;)
Ostatnio schronisko dziś przy którym hodowano świnie xD
Koniki też mieli :)
To koniec wycieczki. Pojechaliśmy zrobić zakupy na koniec. Wracaliśmy popołudniem, żeby wrócić jakoś nad ranem. Nawet kierowałem 3h w nocy jadąc przez Czechy.
Całość wycieczki wyszła nam koło 68km na nogach i 4300m przewyższeń. Czy to dużo, może i nie, ale nie żałuje.
Dziękuje ekipę, że razem z nimi udało mi się wyrwać do całkiem innego świata. Najgorszy jest ten pierwszy raz. Jak wiecie ja lubię rozmaite sposoby spędzania czasu w górach, tak więc mi się bardzo podobało. Raczej nie mam planów aktualnie na powrót na Alpejskie szlaki, ale może się coś spontanicznego trafi.
Co do tej relacji, niektóre fotki zajebiście wyszło, ale gorzej z treścią. Długo zwlekałem z napisaniem, kilometrów nie było dużo i góry były mi całkiem obce. W Polsce zawsze lubię czytać napotkane tabliczki, tutaj tylko Internet mnie ratował.

0 Komentarze