Oczywiście 06:00 i już na szlaku. Na start powitał mnie ten dziwny twór.
Cel na rano to znalezienie czynnego sklepu w dniu 3 maja. Zostało mi tylko trochę wody, ale telefon też trzeba było naładować.
Szlak prowadził raz drogą, a raz takimi przyjemnymi polankami. Nawet trafiła się atrakcja w postaci skały Dudniacz. Faktycznie jest w niej ta dziura, tylko już zasypana.
Ogólnie te wiatki na szlaku mnie zaskakiwały swoją różnorodnością :D
Po 8km dotarłem do Wielopola Skrzyńskiego. Dawniej ta wieś była miastem na szlaku handlowym, niestety wojny, epidemie, ruchy społeczne zniszczyły znaczenie tej miejscowości.
Rynek klasyczny, ale co ważne był sklep otwarty, gdzie zjadłem super śniadanie, uzupełniłem trochę zapasy (zbyt mało) i naładowałem telefon. Znów spotkałem przemiłego pana sklepikarza, który się zainteresował moją podróżą. Godzina mi na to wszystko zeszła.
Wyjście z Wielopola skierowało mnie na wzgórze z figurą Św. Jana Nepomucena. Potem polana za polanką. Super krajobraz tylko słońce mocno paliło.
Na zdjęciu Sucha Góra najwyższy szczyt Pogórza Dynowskiego. Przez większość czasu towarzyszyła mi na horyzoncie.
Pogórze Strzyżowskie zaczęło przypominać Beskid Błotnisty :D
Po tych 2.5 dniach tułaczki czas na szybką kąpiel w dolinie, w strumyku. Z takiej okazji musiałem skorzystać.
Poniższe zdjęcia udowadniają dlaczego Pogórze Strzyżowskie jest dla mnie najlepsze.
Kurzyło się strasznie :)
Kolejna wiatka, od tego momentu skończyło mi się jedzenie w plecaku :D
Rzeka Wisłok w tym momencie wchodze w Pogórze Dynowskie. Ta rzeka płynie przez Rzeszów.
Szlak jeszcze potrafił zaskoczyć, ale tutaj będzie w przyszłości problem. Trwa budowa Via Carpatia, która przecina szlak i stwarza problemy z przejściem. Musiałem tutaj trochę kombinować i skakać przez doły.
Na całe szczęście była tutaj otwarta restauracja węgierska - Zajazd Magyar. Zjadłem ze smakiem, telefon podładowałem i ruszyłem dalej.
Zazwyczaj jak mijam tabliczki z zakazem wstępu do lasu to bywają przeterminowane. Tu tak nie było :o
Zaczęło się ściemniać, więc zacząłem zerkać na mapę szukając potencjalnego miejsca noclegowego.
Nawet tutaj w okolicy Baryczki zrobił się ruch ludzki, mijałem hotele, domki, jakiś bar też się trafił.
Zaczęło się robić ciemno, ale cisnąłem dalej, znalazłem jakąś wiatę na mapie.
Udało się, na spokojnie mogłem się rozłożyć. Ponad 40km znów zrobione, choć nie było takich fajerwerków na koniec jak wczoraj :( Znów zostałem bez jedzenia na dobranoc.
Tak wyglądała moja trasa:
Dzień 4
Ostatni dzień do mety pozostało 27km
Tak spałem dziś na tych ławkach :D
Ten festiwal balonów o którym wspominałem nadal trwał :D
Ta tablica to jedna z największych atrakcji tego szlaku na Pogórzu Dynowskim. GPS tu się gubił i apka do szukania szczytów nie chciała działać, więc ta tablica to piękna rzecz.
Nowoczesny pastuch :D
Szlak tutaj dosyć błotnisty, duża część poprowadzona w lesie i tak się wpinałem na ostatni wierzchołek +500m n.p.m na tym szlaku :D
Szczyt Wilcze, taki klasyk na szczycie, krzyż i nadajnik :D Szkoda, że brak tutaj widoków, bo wejście tutaj nawet fajne, góra o kopulastej budowie.
I dalej podążałem lasem, szukając sobie atrakcji.
Szukałem źródła wody, a znalazłem parę baniaków pełnych ropy :D
Szlak przecinał wiele strumyków. Podmokły klimat.
Miałem dużą zagwozdkę co na tym zdjęciu widzę, będąc później w Rzeszowie zorientowałem się, że to są te słynne wieżowce :D
Oczywiście nadal nie uzupełniłem zapasów, a każdy napotkany sklep był zamknięty.
Chociaż widoki zaczęły dopisywać, tym bliżej Dynowa tym było z tym lepiej.
Tutaj też spotkałem największego węża w swoim życiu, długość jak moja ręka. Leżał centralnie na szlaku, oczywiście, gdy chciałem mu zrobić zdjęcie to uciekł...
A to miejsce mojej luksusowej kąpieli i źródła wody pitnej
Co ciekawe wraz z tabliczką uwaga niedźwiedzie, ambony myśliwskie wyrosły jak grzyby po deszczu, było ich mnóstwo, na każdym kroku, jakaś była w zasięgu wzroku. To chyba po to, żeby było gdzie uciec i robić fajne foty :D
Co do oznaczenia szlaku, było dość nieźle, wiele znaków świeżo pomalowanych. Oczywiście na łąkach musiałem sobie pomagać mapą.
Działanie filtru polaryzacyjnego dzisiaj
Z:
Bez:
Powoli zbliżałem się do końca szlaku, który oczywiście był po asfaltowej drodze.
Kolejna piękna kapliczka.
Nie spodziewałem się, że ten Dynów jest taki duży :D
Ostatnie metry dochodziła godzina 14:00
Koniec na rynku w Dynowie
Jako, że było tak wcześniej poleciałem zobaczyć o której mam autobus do Rzeszowa, a później sklep, zapiekanka i kebab i człowiek był zadowolony. Dworzec autobusowy blisko centrum, ale te małe stare busy to masakra, dobrze, że dużo ludzi nie jechało. Chociaż cena dobra :D
Trasa:
Podsumowanie: Jak dla mnie warto było się wybrać na ten szlak, który dzięki swoim niewielkim trudnością pozwolił przemierzać wiele kilometrów dziennie. Szkoda, że tak tu ciężko o noclegi, pomimo ciągłego dostępu do cywilizacji. Każde z pogórzy niby podobne, ale dostarczało całkiem innych wrażeń. Z pewnością na Liwocz czy Pasmo Brzanki wróciłbym jeszcze raz. Było dość survivalowo, ale tak właśnie chciałem. Pogoda idealna na chodzenie. To był dobrze wykorzystany czas. Jakieś pytania? ;)
Statystyki:
133km pieszo
3415 przewyższeń
4 dni, ale dokładnie 72h na szlaku
To nie koniec, przed powrotem do domu zwiedziłem Rzeszów. Dotarłem do Rzeszowa i ogarnąłem sobie nocleg w schronisku młodzieżowym PTTK na rynku. 1os. pokój za 90zł. W końcu miękkie łóżko i gorąca woda w kranie :D Odpocząłem i wyszedłem zobaczyć co się dzieje na mieście.
Muzeum Okręgowe w Rzeszowie
Wieżowce Olszynki Park (to te, które widziałem w ostatni dzień na szlaku)
Letni Pałac Lubomirskich
Załapałem się na pierwszy pokaz w tym roku fontanny multimedialnej.
A to już następny dzień rano przy zamku.
Trochę przyrody miejskiej :D
Plac Cichociemnych
W rynku jest możliwość przejścia się trasą podziemną. Już nie jedną taką przechodziłem. Tutaj chyba najbardziej nowocześnie to wszystko wygląda.
Najlepsze muzeum w mieście czyli Muzeum Dobranocek - powrót do dzieciństwa. Super to wszystko zrobione, w każdym pomieszczeniu inne lata dobranocek. Ludzie z dziećmi przychodzili, to ci starsi byli bardziej zainteresowani od tych dzieci :D
Z kwestii kulinarnej szczerze polecam Bar Krokiecik. Za 19zł rosół + ziemniaki, kapustka i duży kotlet + piwo lane za 8zł do tego. Pycha :D
Kładka przy dworcu
To wszystko. Powrót PKP, dobrze, że jak ja jadę to się zazwyczaj nie spóźniają :D
0 Komentarze